niedziela, 1 stycznia 2012

Tomasz Kłusek - Czy w Lublinie rodzą się upiory?

ESK
W ostatnim czasie głośno było w Lublinie o dwóch wydarzeniach. Pierwsze z nich to decyzja lubelskich biegłych akceptująca symbole Narodowego Odrodzenia Polski. Organizacja ta skompromitowana już swoimi działaniami, zadecydowała teraz o przyjęciu jako swojego symbolu sławetnego „zakazu pedałowania”. Jest to znak nietolerancji, dyskryminacji i wykluczenia mniejszości, który jak najbardziej zaświadcza o ideologii NOP-u. Również tradycje krzyża celtyckiego i falangi jednoznacznie określają, do jakich to międzywojennych tradycji odwołuje się NOP. Są to tradycje psychopatologicznego wręcz antysemityzmu, wykorzystywania religii do szerzenia skrajnie nacjonalistycznej ideologii, tego wszystkiego, co można nazwać polityką spod znaku kastetu i pałki. Chciałoby się wierzyć, że świetni prawnicy lubelscy tylko przez jakieś nieporozumienie wpisali się poniekąd w tę ponurą historię z symbolami NOP-u, która bynajmniej nie przysparza im powodów do dumy. W „Gazecie Wyborczej” z 28 listopada 2011 ukazał się list otwarty koła lubelskiego Zielonych 2004, właściwie oceniający to przykre i hańbiące dla Lubelszczyzny zdarzenie.

Trudno nie zauważyć, że w Lublinie nastąpiło wzmożenie działalności skrajnej prawicy. Wzorem swoich przedwojennych idoli działalność polityczną pojmują głównie jako rzucanie gróźb i obelg pod adresem wszystkich inaczej myślących, a także jako niszczenie tego, czego zrozumieć nie chcą i nie potrafią. Przykładem może tu być napaść na Przestrzeń Działań Twórczych „Tektura”. I jest to drugie zdarzenie, o którym głośno w Lublinie. Lokal „Tektury” na ulicy Wieniawskiej znany był z propagowania idei pluralistycznego, otwartego społeczeństwa, feminizmu i kultury alternatywnej w jej różnych postaciach. „Tektura” to bezcenna inicjatywa i na swój sposób jedyna na terenie Lublina.

Lublin jest sporym miastem, które po tzw. transformacji ustrojowej boryka się bezustannie z problemami natury gospodarczej, które rodzą z kolei wielkie problemy społeczne. Lublin nie należy do tej grupy miast, które zyskały na owej transformacji. Ledwo dyszący przemysł, przybierająca monstrualne rozmiary emigracja zarobkowa, wszechobecna bieda i bezrobocie. Oto prawdziwe oblicze Lublina. Sytuacja ta stanowi idealną pożywkę dla szerzenia się wszelkich skrajnie prawicowych ugrupowań. Ich ideologia, będąca mieszanką nacjonalistycznych i ksenofobicznych haseł, okraszanych populistyczną frazeologią, znajduje wielu zwolenników. Społeczeństwo coraz bardziej polaryzuje się: z jednej strony są beneficjenci nowego ustroju, którzy rzeczywistość postrzegają przez pryzmat radosnych programów największych stacji telewizyjnych, z drugiej strony ogromna rzesza przegranych. Lublin to wielki ośrodek akademicki. Działa tu kilka dużych uczelni, które co roku wypuszczają tysiące absolwentów. Ci z największym trudem znajdują zatrudnienie, bądź nie znajdują go wcale. Wszystko to rodzi frustrację, a przecież człowiek sfrustrowany działa pod wpływem emocji i swoją nienawiść kieruje często w stronę urojonych wrogów. Raz są to Żydzi, innym razem homoseksualiści, wciąż w formie straszaka funkcjonuje mityczny „komuch”. W takim to kontekście łatwiej zrozumieć swoisty renesans nacjonalizmu w Lublinie i w ogóle na Lubelszczyźnie.

16 grudnia w Księgarnio-Kawiarni „Spółdzielnia”odbyła się debata, w której uczestniczyli: sędzia Artur Ozimek z Sądu Okręgowego w Lublinie, prokurator Jadwiga Nowak z Prokuratury Rejonowej Lublin – Północ, Agata Miodowska ze Stowarzyszenia Nigdy Więcej, Tomasz Sieniow, prezes fundacji Instytut na rzecz Państwa i Prawa. Debatę prowadziła Anna Dąbrowska z Homo Faber. W czasie spotkania przypomniano atak na dom Tomasza Pietrasiewicza, dyrektora ośrodka Brama Grodzka – Teatr NN. Prokurator Jadwiga Nowak mówiła o swoim zaniepokojeniu zdarzeniami takimi, jak atak na dom T. Pietrasiewicza czy ostatnio na klub „Tektura”. Świadczy to wszystko o tym, że „środowiska neonazistowskie mobilizują siły w naszym mieście”. W „Gazecie Wyborczej” z 19 grudnia 2011 opublikowano oświadczenie na ten temat Klubu Krytyki Politycznej w Lublinie.

Zła sytuacja gospodarcza tłumaczy wiele, ale nie tłumaczy wszystkiego. Jeżeli całą sferę kultury traktuje się jak przysłowiowy kwiatek do kożucha, wydatki na kulturę ogranicza się do minimum, to trudno też potem dziwić się, że największą popularnością zaczynają cieszyć się ideologie, które kulturę mają za nic, głoszą zaś kult siły, zachwalają agresję i brutalność. Nie znaczy to oczywiście aby samym rozwojem ośrodków kulturalnych można było rozwiązać różne bolące kwestie społeczne. Na kulturze nie należy oszczędzać. Kto wie, czy nie jest to nawet ważniejsze w społecznościach biednych. Chociaż być może, że niektórzy kierują się sprawdzoną zasadą, że społeczności „odkulturalnione” nie są zdolne do żadnych głębszych refleksji i w związku z tym nie będą w stanie żądać zmiany status quo. Trudno nie zauważyć, że krzykliwe wystąpienia skrajnej prawicy są całkowicie niegroźne dla systemu, gdyż pociski wystrzelane z bogoojczyźnianych armat kierowane są zawsze nie w stronę rzeczywistych, a tylko urojonych winowajców.

Lublin jest miastem o pięknych i długich tradycjach kulturalnych. I nie jest to tylko truizm, bo wystarczy choćby pobieżnie zapoznać się z jego historią, aby dać dziesiątki przykładów. Nie to jest jednak w tej chwili najważniejsze, bo choćby najpiękniejsze tradycje nie są w stanie usprawiedliwić mizerii hic et nunc. Gdyby Lublin pękał w szwach od przeróżnych inicjatyw kulturalnych, to może mógłby sobie pozwolić na rozrzutność. Tak jednak nie jest. Galeria Labirynt, Rozdroża, Centrum Kultury, Chatka Żaka, Konfrontacje Teatralne to nie jest nazbyt wiele. Trzeba na wszelkie sposoby wspierać takie inicjatywy, gdyż trudno przecenić ich znaczenie w życiu miasta i województwa, choć rzeczywiście nie przynoszą one wymiernych finansowo korzyści. Nie o to przecież jednak chodzi.

Lublin pretendował do miana Europejskiej Stolicy Kultury. Rywalizację o ten zaszczytny tytuł i związane z tym subwencje pieniężne przegrał. Czy porażka ta może być usprawiedliwieniem dla lekceważenia środowisk kulturalnych w mieście? Co sądzić o mieście, które zainteresowanie dla spraw kultury okazuje tylko na okoliczność wydarzeń takich, jak rywalizacja o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury? Istnienie „Tektury” było na pewno jednym z atutów przy staraniach o uzyskanie tytułu ESK. Teraz, kiedy starania zakończyły się niepowodzeniem Zarząd Nieruchomości Komunalnych eksmituje „Tekturę” z budynku przy Wieniawskiej. Oficjalnym powodem ma być niezapłacony czynsz (de facto już zapłacony!), a w rzeczywistości niechętny do „Tektury” stosunek radnych PiS-u.

Nie będę tu dalej rozpisywał się o tym wszystkim, co zrobiła „Tektura”. Wszystkich zainteresowanych odsyłam na stronę internetową, gdzie ogłoszono raport „Tektury” z działalności w 2011 roku (tektura.wordpress.com). Jest to działalność imponująca!

Chciałbym tutaj tylko przytoczyć fragmenty dwóch wypowiedzi, które dobrze obrazują działalność „Tektury”. Najpierw Tomek Kitliński: „Tektura Przestrzeń Działań Twórczych czerpie z kultury alternatywnej, która kwitła w Lublinie. I dziś nam jej bardzo potrzeba - w kontrze wobec konsumeryzmu i neofaszyzmu; właśnie kolektyw Tektura występuje przeciw kultowi zysku i brunatnym nienawistnikom wolności jednostki. Tektura bezpośrednio pomaga młodzieży, społeczności LGBT, bezdomnym, seniorom” („GW” z 17 grudnia 2011). Natomiast Piotr Loulou Lużyński pyta na witrynie internetowej „Tektury”: „Pozostaje tylko pytanie: czy Lublin kiedykolwiek zasługiwał na miano stolicy kultury i czy tak naprawdę nie była to walka tylko o wymierne korzyści, które miały wypełnić miejskie konto, i dlaczego nie dostrzega się w takim kulturalnym mieście głębokich wartości, takich jak bezinteresowne zaangażowanie, niemodne dziś ideały ludzi tworzących coś, w co wierzą. Tacy ludzie istnieją w Lublinie, stworzyli dla nas Tekturę. Miejsce nie poddające się kompromisom programowym, politycznym rozgrywkom, dotacyjnej obłudzie. Miejsce wolne,otwarte, dające schronienie zjawiskom i sytuacjom które nie mają szansy zaistnieć w komercyjnym mainstreamie. Postawom często nierozumianym, ale obecnym w naszym społeczeństwie i koniecznym do zaakceptowania. Miejsce prawdziwej ALTERNATYWY”.

Kiedy rozum śpi, budzą się upiory, kiedy w mieście brakuje pieniędzy na kulturę, po ulicach zaczynają grasować brunatne hordy. Ludzie ci wykrzykują slogany o swym przywiązaniu do Boga i ojczyzny, a w praktyce ich działania ograniczają się do szerzenia nienawiści.

Nie wszystko można i nie wszystko da się przeliczyć na pieniądze. Jest chyba znaczna różnica między prowadzeniem marketu czy restauracji, a działaniami w sferze kultury. Jeżeli tej różnicy się nie dostrzega, to w szybkim czasie na miejsce prawdziwych wartości artystycznych wdziera się kicz. Adorno twierdził, że dzieło sztuki „wyostrza świadomość”, natomiast kicz „kłamliwie przemilcza” meandry naszej rzeczywistości. Nie można godzić się z tymi, którym życie ludzkie jawi się jako gigantyczny grandhotel, w którym nie ma interesów prawych i lewych, a są tylko dobre i złe.

Tomasz Kłusek

źródło: Lewica.pl
lewica.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz