W stwierdzeniu "na wschód od Wisły" tkwi cały problem, jaki pojawił się wśród użytkowników lubelskich portali informacyjnych. Nie od dziś wiadomo, że to określenie w jakiś sposób wytycza granicę silniejszych wpływów kościoła w Polsce. Coż zatem robią Lublinianie, kierując się miłosierdziem rodem ze Starego Testamentu? A no boją się i proponują rozwiązania.
Czego się zatem aż tak obawiają? Przede wszystkim tego, że "problem" upychany do niszowych imprez, który nie istniał w świadomości nagle zaczyna być częścią debaty publicznej, a co normalny uzytkownik internetu zrozumie jako promocja, narzucanie zboczeń, propargownie wynaturzenia. Boja się Lublinianie i krzyczą, że nagle staniemy się europejską solicą nie kultury ale "pedalstwa" (cytuję tutaj fora lubelskich dzienników), boją sie, że nagle każdy homoseksualista będzie uprawiał nierząd w parku, szkole i przed kościołem. W końcu boją się, że homoseksualiści zaadoptują wszystkie dzieci, wezmą masowe śluby a Lublin wyginie i stanie się pustynią. A przedsmakiem mają być codzienne parady równości, połączone z epatowaniem negliżem i lateksem. Oto czego Lublin się boii.
Oczywiście czytając fora portali lubelskich widzimy też szereg proponowanych rozwiązań. Najlepiej od razu wygazować, bedzie najtaniej i przecież jeszcze zima. Ciekawym pomysłem jest też kastrowanie, albo przymusowe leczenie, oczywiście nie na koszt państwa, ale z własnej kieszeni, bo "ja ze swojej kieszeni nie będę łożył na pedalstwo". Wystrzelnanie i całkowita eksterminacja dla niektórych nie jest w żadnym stopniu tożsama z ideamii nazizmu, rodem ze stojącego na obrzeżach Lublina obozu Majdanek. Ale osobiście najbardziej rozśmeiszył mnie pomysł wywiezienia tychże osób do Holandii, wszak tam jest przecież im najlepiej. Pomysłów nie brakuje.
I tu rodzi się zasdniczy problem. Po pierwsze, KPH działa zgodnie z prawem i w granicach prawa, dziwi więc oburzenie co niektórych osób. Po drugie, gdzie się podziało miłosierdzie i braterska miłość, tak charakterystyczna dla nauki kościoła, który bądź co bądź w Lublinie ma dość mocne lobby. Gdzie zrozumienie i wsparcie dla innych?
Lublelska KPH udzerzyła w bardzo słaby punkt społeczności miasta całkowicie zamkniętej i hermetycznej na to co nowe. Obawy biorą sie albo ze zwykłego niedouczenia, albo z nieobalonych mitów działających jak czerwona płachta na byka. Przeciwnicy krzyczą, że poprzez takie organizacje ogranicza się ich wolność, bo oni nie chcą oglądać tego typu rzeczy, ale to, że chcieli by przymusowo leczyc juz nie stanowii problemu ograniczenia wolności. Lublinianie wykazali się niemal książkową nieznajomością litery prawa, gdyż jedym rautnkiem może być wyniszczenie "gejowskiego lobby" poprzez delegalizację organizaji legalnych z punktu widzenia prawa. Wreszcie zastosowano groźby karalne z urzędu co do osób chcących bawić się na sobotnich walentynkach. Oczywiście przeciwnicy nie dopuszczają do siebie myśli, że brat czy siostra może być homoseksualistą, lub też profesor na uczelni, sąsiad, najlepszy przyjaciel. Bo przecież "w normalnym otoczeniu takie rzeczy sie nie dzieją". A o tym, czym jest zwykła ludzka życzliwość, chęć niesienia pomocy czy najnormalniejsze zrozumienie dla własnych decyzji, część ludzi albo nie pamięta, albo nie wie, albo na siłę tłumi w sobie dobre emocje. Wypisz wymaluj filisterskie, drodnomieszczańskie poglądy rodem z XIX wieku, wspierające się na wątłym już dziś "autorytecie" kościoła.
Komentarz co do powyższego wydaje się zbedny. A tytułowe walentynki już w sobotę w klubie Tektura, na które oczywiście serdecznie zapraszamy :)