środa, 29 lutego 2012

Zieloni popierają postulaty związków zawodowych

Zieloni wyrazili swoje poparcie dla postulatów zgłaszanych przez związki zawodowe, przyłączając się do pikiety związkowej organizowanej przed Sejmem 29 lutego. W tym tygodniu Sejm ma rozpatrywać podczas pierwszego czytania dwa obywatelskie projekty ustaw, tzw. projekt ustawy „Przedszkole dla każdego dziecka” oraz projekt OPZZ uprawniający do przejścia na emeryturę na podstawie stażu pracy (tzw. ustawa „35/40”). Dziś w całej Europie odbywają się demonstracje związkowe organizowane w przeddzień posiedzenia Rady Europejskiej w ramach „Europejskiego Dnia Akcji”.


- Zieloni przyłączają się do protestów w Europejskim Dniu Akcji z dwóch powodów: jesteśmy przeciwni wydłużaniu wieku emerytalnego do 67. roku życia oraz popieramy obywatelski projekt ustawy „Przedszkole dla każdego dziecka”, który zapewnia dostęp do opieki przedszkolnej wszystkim dzieciom, które tego potrzebują – powiedziała w swoim przemówieniu do związkowców Agnieszka Grzybek, przewodnicząca Zielonych. – Nie sztuką jest przekonać osoby już pracujące do tego, aby zechciały dłużej pracować, sztuką jest natomiast stworzenie nowych, stabilnych miejsc pracy zarówno dla osób młodych, jak i tych, które chciałyby pracować dłużej. W uzasadnieniu do swojego projektu zmian w ustawie emerytalnej rząd powołuje się głównie na kryzys demograficzny i stan finansów państwa, żeby przekonać społeczeństwo do wydłużenia wieku emerytalnego. Tymczasem samo wydłużenie wieku emerytalnego nie wystarczy, żeby odwrócić trend starzenia się społeczeństwa i zachęcić ludzi do tego, żeby chcieli mieć dzieci. Potrzebna jest dobra polityka społeczna, dostępne, także cenowo, przedszkola i żłobki, tak aby rodziny nie musiały dokonywać dramatycznych wyborów, kto ma zrezygnować z pracy zarobkowej, żeby się zająć dzieckiem. Najczęściej przed takim wyborem stają kobiety, które później otrzymują niższe emerytury. Samo wydłużenie wieku emerytalnego nie poprawi stanu finansów publicznych, jeżeli nie wprowadzi się np. jednolitego składkowania umów pozakodeksowych, żeby zwiększyć wpływy do budżetu. Dlatego apelujemy do Pana Premiera o zwołanie okrągłego stołu w sprawie reformy emerytalnej, przy którym przedyskutujemy różne rozwiązania zgłaszane przez różne środowiska: przedłużenie wieku emerytalnego, wprowadzenie stażu pracy jako kryterium uprawniającego do przejścia na emeryturę, a także powszechne emerytury obywatelskie. Domagamy się rzetelnej i demokratycznej debaty w tej sprawie.




poniedziałek, 27 lutego 2012

Bartłomiej Kozek - Zielony Nowy Ład - z czym to się je?


Przez wiele lat zielone siły polityczne nie były w szerokiej świadomości traktowane poważnie, jeśli chodzi o politykę ekonomiczną. Ścieranie się różnych prądów intelektualnych, a także priorytetowe traktowanie kwestii ekologicznych (czasem będące świadomym wyborem, czasem – obrazem wykreowanym przez media) długo sprawiały, że trudno było powiedzieć, co właściwie Zieloni rozumieją jako gospodarczą wizję zrównoważonego rozwoju. W ostatnich latach, kiedy na świecie zaczął szaleć spowodowany spekulacjami finansowymi kryzys ekonomiczny, obraz ten uległ gwałtownej przemianie. Dzięki wieloletnim działaniom ruchów społecznych, w tym alterglobalistycznego z jednej, a także olbrzymiemu wysiłkowi intelektualnemu sprzyjających idei godzenia interesów ekologicznych, społecznych i ekonomicznych think-tanków z drugiej strony, udało się przygotować i rozwinąć ideę Zielonego Nowego Ładu. Idea ta przyczyniła się między innymi do sukcesu zielonych sił politycznych w wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2009 roku, z drugiej zaś strony zaczęła zakorzeniać się w organizacjach pozarządowych, a nawet – w dyskursie globalnych agend Narodów Zjednoczonych.

Ordo ex chao

Za pierwszą publikację, która wykorzystała koncepcję Zielonego Nowego Ładu, uważa się opublikowany w lipcu 2008 roku raport brytyjskiej Fundacji Nowej Ekonomii „A Green New Deal: Joined-up policies to solve the triple crunch of the credit crisis, climate change and high oil prices”. W jego tworzenie zaangażowany był szeroki zespół ekspertek i ekspertów, wśród których warto wymienić m.in. Caroline Lucas – liderkę Zielonych Anglii i Walii, ówczesną eurodeputowaną, a dzisiejszą posłankę Izby Gmin, Tony'ego Junipera – byłego dyrektora międzynarodowej organizacji ekologicznej Friends of the Earth, czy też Larry'ego Elliotta, szefa działu ekonomicznego brytyjskiego dziennika „The Guardian”. Raport apelował o działania, które od tego czasu weszły do kanonu podobnych inicjatyw na całym świecie – publiczne inwestycje w energetykę odnawialną, finansowane za pomocą opodatkowania dochodów z eksploatacji paliw kopalnych, finansowanie ambitnych, dających nowe miejsca pracy programów docieplania mieszkań czy zwiększenie regulacji sektora bankowego. Pomysł na nazwę wziął się z realizowanego w latach 30. XX wieku Nowego Ładu amerykańskiego prezydenta, Franklina Delano Roosevelta, który za pomocą rozbudowy sieci zabezpieczeń społecznych oraz inwestycji infrastrukturalnych wydobywał Stany Zjednoczone z kryzysu ekonomicznego.

Po raporcie Fundacji Nowej Ekonomii posypały się kolejne, które obok rozwijania zestawu propozycji działań prezentowały wyliczenia, dotyczące potencjału kreowania nowych, trwałych miejsc pracy. Czas ich pojawienia się nie był przypadkowy, zbiegł się bowiem z narastaniem globalnych problemów ekonomicznych, spowodowanych między innymi krachem spekulacyjnej bańki na amerykańskim rynku mieszkaniowym, który zachwiał podstawami światowej gospodarki. Kryzys ten nałożył się na obserwowane od dłuższego czasu, negatywne zjawiska ekologiczne, jak zmiany klimatu, utrata bioróżnorodności czy coraz bardziej spekulacyjne ceny żywności. To właśnie chęć upieczenia dwóch pieczeni na jednym ogniu – poprawy sytuacji gospodarczej za pośrednictwem działań służących jednocześnie zmniejszeniu jej nacisku na środowisko – stała się fundamentem filozofii Zielonego Nowego Ładu. Wpisywał się też w panujące przy powstaniu koncepcji nastroje, bardziej życzliwie podchodzące do keynesistowskich działań w dziedzinie ekonomii, służących ponownemu rozruszaniu popytu oraz zapewnieniu dostępnych dla przedsiębiorstw prywatnych środków finansowych do ponownego inwestowania.

Krytyka i rozwój

Mająca już swój wiek koncepcja przechodziła wiele zakrętów, związanych z bardzo dynamicznie rozwijającą się sytuacją gospodarczą. Zaproponowane przez poszczególne rządy pakiety stymulacyjne zapobiegły głębokiej recesji, w większości wypadków ich ekologiczny komponent był jednak relatywnie niewielki. Kwestia nieregulowanych przepływów finansowych, zamiast być rozstrzygnięta na samym początku kryzysu, pozostaje obiektem dyskusji aż po dziś dzień, a porozumienie w wielu kwestiach, jak chociażby wprowadzenia od lat postulowanego przez Zielonych i organizacje takie jak ATTAC podatku od transakcji finansowych nadal – wobec oporu krajów czerpiących zyski z utrzymania status quo, jak Wielka Brytania – pozostaje w obszarze życzeń. Publiczna pomoc dla upadających banków przyczyniła się do zwiększenia deficytu sektora publicznego w wielu krajach. W Irlandii, Portugalii czy Grecji wymknęły się one spod kontroli, a kraje takie jak Włochy czy Hiszpania balansują na krawędzi konieczności udzielenia im międzynarodowej pomocy finansowej. Problem w tym, że jak na razie pieniędzy na ratunek zwyczajnie brakuje. W krajach takich jak Wielka Brytania do głosu ponownie doszły siły polityczne, postulujące politykę szybkiej redukcji deficytu poprzez cięcia w wydatkach publicznych. Jak na razie przyczyniają się głównie do zahamowania popytu wewnętrznego, wzrostu bezrobocia i ekonomicznej stagnacji.

Wszystkie te czynniki orędowniczki i orędownicy Zielonego Nowego Ładu muszą traktować poważnie, jeśli nie chcą się narazić na zarzut bujania w obłokach. Dużo miejsca w przekazie na jego temat zajmuje zatem pokazywanie, że inwestycje – pomimo ograniczonych środków – w działania proekologiczne (rozproszona energetyka odnawialna, energooszczędne budownictwo, transport zbiorowy etc.) służyć będą zmniejszeniu uzależnienia energetycznego od surowców nieodnawialnych, częstokroć importowanych, a także kreować będą nowe miejsca pracy, co zwiększy popyt wewnętrzny i zmniejszy obciążenie państwa kosztami wypłacanych zasiłków. Opodatkowanie przepływów kapitałowych, zanieczyszczenia środowiska oraz powrót do bardziej progresywnego opodatkowania dochodów osobistych pozwoli na pozyskanie środków umożliwiających finansowanie tego typu inwestycji oraz – w dalszej perspektywie – obniżenie poziomu deficytu publicznego. Wykupione przez państwa Europy Zachodniej oraz Ameryki Północnej banki mogą zostać przekształcone w zielone banki inwestycyjne, udostępniające zasoby finansowe do dalszego zazieleniania gospodarki. Niestety, jak na razie większość rządów nie jest zainteresowana tego typu działaniami, skupiając się na odkładaniu niezbędnych zmian na ostatnią chwilę.

Koncepcja Zielonego Nowego Ładu bywała krytykowana z różnych stron. Bodaj najbardziej widoczną była krytyka feministyczna, która uważała pierwsze powstające pod tym hasłem dokumenty za ślepe na płeć i na fakt, że większość nowych miejsc pracy powstałaby w sektorach tradycyjnie zmaskulinizowanych. Odpowiedzią na te zarzuty było sukcesywne rozwijanie społecznego aspektu koncepcji, a w szczególności dbałość o usługi publiczne, takie jak edukacja czy ochrona zdrowia. To te sektory – obok sektora badań i rozwoju oraz kultury – są najczęściej wymieniane jako „społeczna noga” ZNŁ, coraz bardziej rozwijana w obrębie tejże koncepcji. Inną osią sporu jest to, czy w długofalowej perspektywie trwała gospodarka będzie w stanie podtrzymywać wzrost gospodarczy, czy też będzie musiała znaleźć dla niego alternatywę – gospodarkę stanu stacjonarnego albo wręcz spadek gospodarczy do poziomu zapewniającego gospodarce funkcjonowanie w obrębie ograniczeń ekosystemowych. Na to pytanie nie ma jak na razie jednoznacznej odpowiedzi. Wątpliwości nie ma w dwóch kwestiach – tego, że w pierwszej fazie ekologicznej transformacji globalnej gospodarki nowe inwestycje przyczyniać się będą do wzrostu gospodarczego, a także, że należy skończyć z fetyszyzacją wskaźnika Produktu Krajowego Brutto i co najmniej uzupełnić go o inne wskaźniki, odzwierciedlające stan środowiska oraz badające poziom sprawiedliwości społecznej wewnątrz społeczeństw. Spory toczą się również o to, czy ekologiczny oraz społeczny dobrostan mogą być zrealizowane w obrębie ustroju kapitalistycznego – tu podziały nakładają się na polityczne pozycje osób, głoszących tego typu tezę.

Nowe kierunki

W ciągu ostatnich lat powstało co najmniej kilkadziesiąt publikacji na temat Zielonego Nowego Ładu; część spośród nich zajmuje się bardzo konkretnymi jego elementami. Niemiecka Fundacja im. Heinricha Boella przygotowała raport na temat możliwości zazielenienia przemysłu motoryzacyjnego poprzez wykorzystanie idei auta elektrycznego, którego bateria mogłaby oddawać energię do sieci w momentach zwiększonego zapotrzebowania i pobierać ją ze zwykłego gniazdka elektrycznego, kiedy osoba chcąca zeń skorzystać zaczęłaby ją ponownie ładować. W ten sposób powiązana z niemieckimi Zielonymi Fundacja chciałaby zapewnić ciągłość lokalnego przemysłu motoryzacyjnego, a także stworzyć rynek zbytu dla dynamicznie rozwijającego się w tym kraju sektora energetyki odnawialnej. Zielona Fundacja Europejska przygotowała podobny raport dla przemysłu, wskazujący, że lepsze wykorzystanie zasobów naturalnych (np. poprzez zwiększenie efektywności ich wykorzystania czy też recykling) pozwoli na zahamowanie wzrostu kosztów funkcjonowania europejskiego sektora wytwórczego. Zielony Instytut wydał publikację, poświęconą realizacji koncepcji Zielonego Nowego Ładu w Polsce i wyzwaniom z tym związanym. Kolejne publikacje – między innymi o zrównoważonym rolnictwie czy o podstawach zreformowanego sektora finansowego – albo właśnie powstały, albo znajdują się w planach wydawniczych różnorodnych organizacji i think-tanków. Warto się z nimi zapoznać.

Więcej o założeniach Zielonego Nowego Ładu między innymi na stronach:

www.greennewdeal.eu
http://www.neweconomics.org/
http://www.boell.de/
http://www.europeangreens.eu/
http://www.zielonyinstytut.pl/

Bartłomiej Kozek

źródło: ZIELONE.INFO






niedziela, 26 lutego 2012

Radni z Nowego Sącza przeciw wydobyciu gazu łupkowego

Pierwszy zakaz wydobycia gazu łupkowego w Polsce. Radni powiatu Nowy Sącz przeciw wydobyciu gazu łupkowego!
Oby więcej takich decyzji!


Radni powiatu Nowy Sącz są przeciwko wydobyciu gazu łupkowego. Na wniosek Włodzimierza Oleksego z Muszyny do „Programu ochrony środowiska dla Powiatu Nowosądeckiego na lata 2012 -2015 z perspektywą do roku 2019” wpisano zakaz wydobycia gazu łupkowego, ropy naftowej i węgla kamiennego. Taka decyzja zapadła na sesji Rady Powiatu Nowosądeckiego.

– Koncesję na gaz łupkowy bardzo szybko się wydaje. Wiadomo, że jedna z firm [Mazovia Energy Resources, podwykonawca nieujawnionej dotąd firmy z Teksasu - red.] interesuje się Doliną Popradu. Media donosiły, że sześć osób z Ministerstwa Środowiska siedzi pod zarzutem korupcji przy postępowaniu koncesyjnym na gaz łupkowy, stąd moje obawy… – tłumaczył były burmistrz Muszyny, dodając, że poszukiwania gazu łupkowego w rejonie Krynicy, Muszyny i Piwnicznej zagrażałyby zasobom wód leczniczych, z których słyną te uzdrowiska.

Przedstawicielka warszawskiej firmy ACRODIS, która opracowała program dla radnych oraz Jan Opiło, dyrektor wydziału rolnictwa i ochrony środowiska w starostwie nowosądeckim, podkreślali, że szeroko konsultowany z różnymi czynnikami społecznymi program ma charakter kierunkowy i nie można go „nadintepretować”, że ziemia sądecka w połowie objęta jest ochroną programu unijnego Natura 2000, a decyzje w sprawie wydobycia gazu łupkowego zapadają w Warszawie, a nie w Nowym Sączu.

Oleksy nie dał się przekonać i w trakcie dyskusji zyskiwał sojuszników, m. in. wiceprzewodniczącego Jana Dziedziny i Antoniego Poręby, który mówił, że należy wpisać do dokumentu „głos rozsądku” i lepiej dmuchać na zimne.

Wobec takiego impasu zarządzono przerwę w obradach powiatowego „parlamentu” i do dokumentu dopisano zakaz wydobycia na Sądecczyźnie gazu łupkowego, a żeby to poważniej brzmiało - także ropy naftowej i węgla kamiennego. Z „łupkami” program przyjęto jednogłośnie.

Wobec planów wydobycia łupków dolina Popradu, naukowcy krakowskiej AGH opracowali pierwszą w Polsce jednoznacznie krytyczną analizę szczelinowania hydraulicznego. Ministerstwo Środowiska miało ustosunkować się do analizy AGH, jednak już kilkakrotnie przekładało spotkanie z naukowcami.

Po wprowadzeniu moratorium na łupki w Bułgarii, Polski rząd jest jedynym w UE, który nie tylko wita korporacje wydobywcze z otwartymi ramionami, ale wręcz tłumi jakąkolwiek otwartą debatę na temat konsekwencji szczelinowania. Tymczasem opór lokalnych społeczności jest coraz bardziej donośny.

źródło: Centrum Informacji Anarchistycznej
link


czwartek, 23 lutego 2012

Lewica.pl: O dojnej krowie, wielkiej kasie i pazernych cwaniakach

To, że komuś daje się lekką rączką 570 tys. zł, specjalnie już dziś nie dziwi. Pod warunkiem, oczywiście, że dar nie z prywatnej kiesy pochodzi. Był czas przywyknąć. Bezustannie mówi się przecież o horrendalnych zarobkach różnych prezesów, dyrektorów i ekspertów. Wiemy o burmistrzach, ledwie wegetujących mieścin, którzy co miesiąc zgarniają dla siebie krocie. Gdybyż to jeszcze byli menedżerowie pełną gębą czy wielcy znawcy... Nic z tych rzeczy. Najczęściej atutem tych swojskiego chowu krezusów jest to, że kiedyś tam kogoś znali, no i w odpowiednim momencie potrafili wyzyskać koneksje i układy. Jednego nie można im odmówić. Otóż w zażartej walce o stołki i związane z nimi profity, wykazali więcej bezczelności i bezwzględności niż ich konkurenci. W wojnie na łokcie okazali się mistrzami. Ich filozofia życiowa jest bardzo prosta. Państwo postrzegają jako dojną krowę. Synekury, które im przypadły, nie będą trwać wiecznie, więc trzeba doić tę krowę, ile tylko wlezie. No i doją. Signum temporis!

Jaką to zadziwiającą drogę musiało przejść państwo polskie: od robotniczego buntu przeciw biurokracji partyjnej z 1980r. do degrengolady czasów obecnych, od egalitaryzmu pierwszej „Solidarności” do tych przeróżnych BCC i temu podobnych. O Business Center Club w styczniowym „Le Monde Diplomatique” pisał w znakomity sposób Przemysław Wielgosz.

570 tys. to sporo, dla większości mieszkańców nadwiślańskiej krainy, to wręcz niewyobrażalna kwota. Tyle można wygrać w totolotka, ale żeby ktoś komuś, właściwie za nic... Ile lat na taką kasę musiałby pracować przysłowiowy Nowak czy Kowalski? Piętnaście, niechby dziesięć, ale żeby odłożyć, nie mógłby jeść, pić, trzeba byłoby wspaniałomyślnie zwolnić go ze wszystkich opłat, a los szczędzić od nieszczęśliwych wypadków, kiedy to pieniądze wyciekają w mocno przyspieszonym tempie.

Tak się składa, że całkiem niemałą część swego żywota, spędzam teraz w licznych rozjazdach. Jeżdżę więc i wysłuchuję chcąc nie chcąc tego całego ludzkiego gadania. Czasami są to zwykłe przechwałki, ale częściej jednak wyrzucanie z siebie tego, co boli. A to dopadło człowieka jakieś choróbsko, drożyzna w sklepach, gdzieś tam niczego nie załatwi się bez łapówki, dzieci pokończyły szkoły i nigdzie nie mogą znaleźć pracy, jest źle, a będzie jeszcze gorzej. Ot, zwyczajna, pozbawiona lukru rzeczywistość. Samo życie. Kiedyś Smoleń śpiewał piosenkę o smutnych pasażerach, którzy porannym kursem zmierzają do zakładów pracy. Ich twarze pozbawione są jakichkolwiek oznak radości, choć zewsząd dobiegają zapewnienia, że Rzeczpospolita rozkwita. Gdyby dziś Smoleń też trochę pojeździł autobusami, busami czy tramwajami, to dostrzegłby zapewne, kto wie, czy nie jeszcze bardziej, rozżalone oblicza. Radośnie to jest tylko w głupawych telewizyjnych programach, w kolorowych papierowych szmatławcach i na wiecach PO.

Jadę więc i czytam sobie starą książkę polskiego filozofa Andrzeja Grzegorczyka. Cholera, myślę sobie, musiał już wówczas profesor swym logicznym umysłem przewidzieć kondycję dzisiejszej klasy politycznej. Grzegorczyk w Filozofii czasu próby (Warszawa 1984) pisze:

„Człowiek jest przy tym takim rodzajem pasożyta, który potrafi żerować na egzemplarzach swojego własnego gatunku. Okazuje się zwykle, że ilość produktów i dostępnych zasobów jest ograniczona i jeśli jedni mają czegoś dużo, to wówczas inni mają mniej, niż wynosi ich rzeczywista potrzeba. Również społeczne uznanie realizowane bywa w sposób niesprawiedliwy: jedni poczytywani są za ważniejszych, inni za mniej ważnych. Pragnienie dominowania nad innymi posiada równocześnie swój wymiar ambicjonalny, a nie tylko konsumpcyjny. Należy ono często do społecznej patologii. Jest niezdrową reakcją na chorą sytuację, na uprzednie uleganie dominacji i na doznane upokorzenia”.

„Ludzie o postawach moralnie wyższych w życiu społecznym przeważnie ulegają odsunięciu na bok lub całkowitemu wyeliminowaniu. Dokonują tego ludzie bardziej prymitywni, zachłanni, bezwzględni i brutalni”.

Ano właśnie. Wypisz, wymaluj! Każda władza demoralizuje, a w państwie, którego jedyną ideologią jest robienie pieniędzy za wszelką cenę i bez oglądania się na nic (czytaj: kapitalizm), ta władza demoralizuje w dwójnasób. Politycy lubią pleść o swym przywiązaniu do ogólnikowo brzmiących idei wolności, sprawiedliwości, demokracji. To jest jednak tylko na pokaz, pod publiczkę. Gdy wyłączy się mikrofony i zgasną światła, abstrakty porzucane są na rzecz konkretów, np. kilkuset tysięcy złotych do prywatnej kieszeni.

I nie to nawet bulwersuje, że kradną, że czynią to w majestacie prawa, bez najmniejszej żenady, na oczach milionów. To jeszcze można zrozumieć. Negatywna selekcja musi owocować pazernością, interesownością i żałosną miałkością horyzontów myślowych decydentów na różnych szczeblach władzy. Kto sieje chorym ziarnem, niech nie dziwi się potem tak marnym plonom.

Czymś zdecydowanie gorszym jest demoralizujący wpływ tego wszystkiego na młodych ludzi. Przerażenie ogarnia, gdy przyjrzeć się nowym adeptom polityki. To cwaniacy, którzy pojęli, że przez działalność polityczną można nieźle ustawić się w życiu. To panoptikum karierowiczostwa i cynizmu. W najlepsze funkcjonuje tam zasada, w myśl której wszyscy są złodziejami. Różnica polega tylko na tym, że jedni kraść mogą i to dla nich są ekskluzywne plaże w ciepłych krajach, najdroższe samochody, rauty i bale; drudzy zaś kraść nie mogą i dla nich to, na osłodę życia, telewizja produkuje Plebanię, Klan, Złotopolskich i inne badziewie.

Andrzej Wajda nakręca właśnie film o Wałęsie. Będzie to zapewne kolejny kicz w dorobku reżysera, który przy końcu lat siedemdziesiątych XX wieku zatracił talent całkowicie i bezpowrotnie. Nie to jest jednak ważne. Jak mu dają, to nakręca. A dają, bo takie kiczowate filmowe hagiografie pełnią podobne funkcje jak tasiemcowe seriale. Mają znieczulać, ogłupiać i szerzyć konformizm. I to czynią.

Ciekawsza będzie tu konfrontacja chwalcy kapitalizmu z historią, którą tworzyli ludzie o spracowanych rękach, ubrani w robocze kombinezony, ludzie, dla których sprawiedliwość nie była tylko odświętnym sloganem. W imię sprawiedliwości zbuntowali się przecież, a tu chce opowiadać o nich człowiek, który co rusz zapewnia, że w Polsce jest super! Jest super, mimo biedy, bezrobocia, wyzysku i wielomilionowej emigracji za chlebem. Czego jednak można wymagać od kogoś tak całkowicie oderwanego od realiów życia? Jest zamówienie na kolejną laurkę, więc Wajda przystępuje ochoczo do dzieła. Do tego nadaje się jeszcze.

A rzeczywistość skrzeczy. I to bardzo. Jak się mają ideały Sierpnia '80 do przepychu i bogactw nowej kapitalistycznej „arystokracji”? Co mieliby do powiedzenia strajkujący robotnicy, gdyby wiedzieli, że ich poświecenie zostanie wyzyskane do wygenerowania owej „arystokracji”? Piotr Szumlewicz w „Bez Dogmatu” (IV/2011) pisze o życiu takich właśnie wybrańców losu:

„Wyznacza je zaś między innymi przepych, o którym pisały portale plotkarskie: „Na wielkim terenie wśród ogródków działkowych powstał zaprojektowany z rozmachem pałac, który ma chyba przyćmić wszystkie inne. W posiadłości wzorowanej na królewskim Pałacu na Wodzie znajduje się ponoć sala balowa, dwie sauny, basen, oranżeria i sala kinowa”. Mało kogo w Polsce stać na własną salę balową czy oranżerię, ale każdy może o nich marzyć, podziwiając wielkość i splendor bogatej pary”.

Loty do pracy prywatnym samolotem, pałace na wodzie i na lądzie, prywatne oranżerie, bogactwa, o których nawet nie śniło się PRL-owskim kacykom. Więc niby dlaczego nie kilkusettysięczna premia za nic? Niech jeszcze i to! Jak długo jednak?

Tomasz Kłusek
źródła: Lewica.pl
lewica.pl

niedziela, 12 lutego 2012

Lewica.pl: Bruksela - UE będzie śledzić rolników



Warsztaty Komisji Europejskiej w Brukseli przygotowały w tym tygodniu projekt dokumentu, w którym przewiduje się wykorzystanie dronów do śledzenia rolników w krajach UE.

Drony to bezzałogowe statki latające, które do celów szpiegowskich wykorzystuje wojsko. Wyposażenie w głowice optoelektroniczne umożliwia bardzo dokładną obserwację przeciwnika. Używane są także do zadań bojowych. W charakterze "sterowanych zabójców" stosowane były m.in. w Afganistanie. Największym producentem dronów są Stany Zjednoczone.

Opracowywana przez Unię Europejską "Strategia dla bezzałogowych systemów powietrznych" ma usunąć dotychczasowe bariery prawne i tym samym pozwolić na szerokie wykorzystanie dronów. Śledzenie rolników ma być tu jednym z najważniejszych celów. Wysokiej jakości zdjęcia, wykonywane z bliska i pod różnymi kątami, pozwolą na dokładną kontrolę pracy rolników. W ten sposób można będzie ocenić "kondycję rolną i środowiskową gruntów" oraz stopień przestrzegania przez rolników przepisów unijnych dotyczących upraw.

Tomasz Kłusek



Inwigilacja obywateli odbywa się już za pomocą kamer zainstalowanych w miejscach publicznych. Prawnie usankcjonowane szpiegowanie cywilów z samolotów bezzałogowych to kolejny krok w tworzeniu globalnego panoptykonu. Jakoś trudno mi bowiem uwierzyć, że drony będą używane wyłącznie do wykrywania, czy rolnicy posadzili prawdziwe drzewka czy plastikowe - dla wyłudzenia unijnej dopłaty.

Jarosław Klebaniuk

foto: Wikimedia Commons
źródło: Lewica.pl
lewica.pl

poniedziałek, 6 lutego 2012

Rządowy projekt ustawy o OZE zablokuje rozwój odnawialnej energetyki w Polsce

- Mamy do czynienia z fatalnym strategicznym błędem rządu, który wspiera wciąż technologie węglowe i atomowe. Można odnieść wrażenie, że polityka energetyczno-klimatyczna koalicji PO-PSL jest zakładnikiem państwowych monopolistów – koncernów energetycznych – powiedział Radosław Gawlik, przewodniczący Zielonych 2004. Za nic mamy pakiet klimatyczny, politykę i dyrektywy UE dotyczące efektywności energetycznych i rozwoju OZE. To podcina szanse Polski na rozwój nowych technologii energetycznych i miejsc pracy a także na korzystanie ze środków UE na te cele. Zieloni wzywają rząd do zmiany tej polityki – dodał Gawlik.

- Pełną odpowiedzialność polityczną za bałagan i opóźnienia inwestycyjne w energetyce odnawialnej w Polsce ponoszą premier Donald Tusk i wicepremier Waldemar Pawlak – tandem rządzący w Polsce od 2007 roku. W tym czasie rząd nie przygotował projektu ustawy o promocji OZE a przedstawiony obecnie dokument jest w zaproponowanym kształcie nie do przyjęcia i poważnie zagraża wycofaniem się inwestorów z powoli rozwijającego się rynku zielonej energii – powiedział Dariusz Szwed, członek Zarządu Zielonych. Jednocześnie obaj politycy koalicji PO-PSL są nieustannie zajęci programem jądrowym, na promocję którego w ostatnich tygodniach wyłożyli ponad 20 milionów złotych z naszych podatków mimo, że większość Polek i Polaków jest przeciwna „atomówce”, jednocześnie mocno wspierając rozwój energetyki odnawialnej. Nieodpowiedzialność premiera i wicepremiera-ministra gospodarki może nas kosztować czasowe zablokowanie unijnego wsparcia dla inwestycji w Polsce, eskalację konfliktów z unijnymi komisarzami porównywalną do „wojny” o Dolinę Rospudy przegranej przed sądami przez poprzedników z rządu PiSu a jednocześnie już powoduje hamowanie rozwoju nowoczesnego sektora zielonej gospodarki, który może przyczynić się do powstania setek tysięcy miejsc pracy, tak potrzebnych w Polsce – konieczne jest zbadanie w czyim interesie rząd podejmuje takie szkodliwe działania – konkludował Szwed.

Stanowisko Zielonych 2004 do głównych założeń ustawy o odnawialnych źródłach energii (OZE) opublikowanych przez Ministerstwo Gospodarki 22.12.2011
W uzasadnieniu projektu Ustawy odnoszącym się też do Polityki energetycznej Polski do 2030r, znalazły się dobre stwierdzenia, takie jak: „Realizacja tego dokumentu umożliwi osiągnięcie zmian, które przygotują naszą gospodarkę i społeczeństwo do wyzwań nowej ery, w której energetyka w znaczącej mierze opierać się będzie na rozproszonej generacji wykorzystującej m.in. odnawialne źródła energii.”

Dostrzegamy jednak niezrozumiałą sprzeczność z powyższą deklaracją oraz dysproporcję wagi uchwalenia w ubiegłym roku trzech ustaw wspierających rozwój - niepotrzebnej krajowi i nie wymaganej wspólnotowymi zobowiązaniami energetyki jądrowej oraz braku ustawy o rozwoju sektora energetyki odnawialnej. To ostatnie jest niezbędne do realizacji prawnego zobowiązania Polski w myśl Dyrektywy 2009/28/WE wobec UE do osiągnięcia minimum 15 % udziału energii ze źródeł odnawialnych w końcowym zużyciu energii w 2020r.

Dokument Ministerstwa Gospodarki został opublikowany ponad rok po terminie, kiedy ustawa winna była już wejść w życie wraz ze wszystkimi aktami wykonawczymi. Projekt ten jest zaledwie dokumentem resortowym, a zatem po konsultacjach publicznych trafić musi ponownie do ministerstwa i do Rady Ministrów, a stamtąd do parlamentu. Szacując skromnie ok. roczną pracę nad projektem w rządzie i parlamencie oraz niezbędne vacatio legis, projekt wejdzie w życie najwcześniej w 2013r, czyli z 2 letnim opóźnieniem w stosunku do prawnie wiążących terminów określonych wymienioną dyrektywą UE. Mamy nadzieję, że podatnicy polscy nie będą ponosić kosztów unijnych kar wynikłych z tych opóźnień, chociaż istnieje duża obawa przed wstrzymaniem wszelkich dopłat unijnych dla inwestycji proekologicznych realizowanych w Polsce przed pełną transpozycją unijnych przepisów związanych z pakietem klimatyczno-energetycznym.

Główne postulaty Zielonych w stosunku do projektu:

1) Wprowadzenie stabilnych reguł wsparcia finansowego sektora OZE

Ustawa, która zgodnie z dyrektywą winna się raczej nazywać ustawą o promocji OZE, niestety nie proponuje jasnych i stabilnych warunków ekonomicznych dla różnych rodzajów OZE. Zdjęty został mechanizm systemu wsparcia w oparciu o gwarantowany odbiór (za wyjątkiem źródeł mikro) i zakup energii generowanej ze źródeł odnawialnych po średniej cenie energii elektrycznej z poprzedniego roku oraz podtrzymany mechanizm zielonych certyfikatów z uwzględnieniem pewnej optymalizacji, której jak na razie jedynym efektem jest zdestabilizowanie istniejącego rynku nowych projektów OZE (głównie dużych projektów farm wiatrowych). Banki kredytujące te inwestycje są „przerażone” propozycjami projektu ustawy. Pogarszają one reguły finansowe i dochodowość OZE w porównaniu ze stanem aktualnie obowiązującym, a założenia wsparcia określanego na zupełnie innych zasadach niż dotąd, powodują utratę zaufania inwestora do państwa oraz obniżają wiarygodność inwestora wobec instytucji kredytujących. Ministerstwo dodatkowo proponuje wprowadzenie możliwości zmiany przychodów z zielonych certyfikatów poprzez publikację specjalnych współczynników korekcyjnych co 3 lata, obowiązujących przez 5 lat od ogłoszenia (?!) przy jednoczesnym braku jednoznacznego określenia zasad obowiązywania tych korekt (dla wszystkich inwestycji? tylko dla inwestycji nowo realizowanych?). Spowoduje to destabilizację reguł dotychczasowych i postawiło pod znakiem zapytania przygotowywane i planowane do finansowania projekty. Brak znajomości podstawowych wskaźników rentowności inwestycji praktycznie uniemożliwia jakiekolwiek długoterminowe kalkulacje. Ustawa nie może rujnować tych pozytywnych efektów, które istniały w obecnym systemie i winna przewidywać stosowne okresy przejściowe obejmujące prawa nabyte. Niedorzeczność rządowych propozycji powoduje, że naturalnie nasuwają się pytania, czy mamy do czynienia z celowymi działaniami, mającymi doprowadzić do spekulacyjnego obniżenia rynkowej wartości dużych projektów OZE, których wartość ponownie wzrośnie w momencie wycofania się z nich rządu w przyszłości.

Ministerstwo zaproponowało też współczynniki korekcyjne w oparciu o przedstawione przez siebie koszty różnych rodzajów OZE. Miarodajne wyliczenia tych kosztów niewątpliwie są potrzebne do proponowania poziomów wsparcia różnych rodzajów OZE. Jednak te, które pokazano w uzasadnieniu projektu kwestionowane są przez sektor OZE. Winny być one w sposób czytelny i transparentny obliczone oraz określone w ustawie.

Mechanizm obliczania ceny energii z OZE jest bardzo skomplikowany. Wg informacji pozyskanej z Polskiej Izby Gospodarczej Energii Odnawialnej, przy założeniu stałego współczynnika korekcyjnego w długoletniej perspektywie i przy gwałtownym wzroście cen energii, zaproponowany algorytm prowadzi do corocznego spadku przychodów dla źródeł, którym współczynnik korekcyjny zaproponowano powyżej 1, zaś do corocznego wzrostu w przypadku współczynnika poniżej 1. W efekcie już po kilku latach jednostkowy przychód dla wszystkich źródeł może zrównać się, co jest sprzeczne z zamierzeniem projektu ustawy do dywersyfikacji wsparcia dla poszczególnych rodzajów OZE.

Pojawia się pytanie, po co zatem taki projekt ustawy? O co w tym wszystkim chodzi? Jaki jest cel wprowadzenia dziś destabilizacji na rynku inwestycyjnym, kiedy Polska daleka jest od osiągnięcia przyjętego celu 15% OZE w 2020 roku?

Zieloni 2004 uważają system wsparcia finansowego za kluczowy w początkowej fazie rozwoju OZE. W nowej ustawie należy odejść od skomplikowanego systemu świadectw pochodzenia (certyfikatów) w kierunku prostego systemu opartego na stabilnej, i gwarantowanej cenie (feed-in), która będzie przewidywalna przez potencjalnego przedsiębiorcę lub obywatela - prosumenta realizującego inwestycję. System cen gwarantowanych zachęci w długoletniej perspektywie do zaangażowania swoich środków zarówno indywidualnych prosumentów, jak też komercyjne instytucje finansowe. Należy założyć, że ten system wsparcia będzie działał przez określony czas np. 25 lat, ceny będą korygowane np. co 5 lat (ale z zachowaniem praw nabytych), aby doprowadzić do sytuacji pełnej konkurencyjności różnych rodzajów OZE między sobą oraz z konwencjonalnymi źródłami energii.

Pojawia się tu oczywiście pytanie skąd na to środki? Na to pytanie też musi zdecydowanie odpowiedzieć w ustawie ten rząd, który dopuścił w ostatnich latach do transferów środków finansowych z zielonych certyfikatów, wspierając zbudowane jeszcze w czasach PRL-u, dawno już zamortyzowane i nieefektywne elektrownie węglowe współspalające biomasę oraz elektrownie wodne. W naszej opinii środki te w całości powinny być przeznaczone na rozwój nowoczesnej, efektywnej i rozproszonej energetyki odnawialnej. Roczny transfer na podtrzymywanie wielkoskalowej energetyki korporacyjnej z epoki Edwarda Gierka (węglowej i wodnej) wynosi obecnie połowę z 3 mld zł trafiających na rynek zielonej energii. To, co miało zachęcać do budowy nowych, odnawialnych i efektywnych mocy wytwórczych, wspiera niewydajne stare i wysłużone kotły węglowe i duże tamy na rzekach. Ustawa o OZE musi zapobiegać takim patologiom.

2) Gwarantowany dostęp do sieci warunkiem demokratyzacji energetyki

Projekt rządowy został niestety napisany pod dyktando tradycyjnych przedsiębiorstw energetycznych. Wobec operatorów sieciowych stawia zbyt niskie wymagania w zakresie aktywnego przyłączania nowych źródeł OZE. Projektowana regulacja jest jednocześnie nieprzejrzysta dla niezależnych producentów energii i stawia wobec nich zbyt dużo wymagań natury formalno-prawnej, uzależniając ich nadmiernie od dobrej woli operatora. Efektem różnej siły rynkowej obu stron i tak rozłożonych obowiązków, projekt regulacji stwarza dziś niestety tylko pozory wsparcia. To rodzi także obawy, że w obecnej wersji ustawa otwierałby drogę do zachowań korupcjogennych.

Aby mechanizmy finansowe wsparcia mogły zadziałać ustawa winna wspierać zarówno dużych wytwórców nowych jednostek OZE, ale także inwestorów małych - tzw. mikroźródeł oraz energetycznych prosumentów. Działania takie wzmacniają udział społeczny i demokratyczną kontrolę społeczeństwa nad sektorem energetyki, który obecnie ma niedopuszczalnie mocną pozycję na zmonopolizowanym rynku. Zielona energetyka jest wciąż nieporównanie słabsza wobec potencjału finansowego i politycznego monopolu węglowych koncernów energetycznych w dostępie do sieci. Dostrzegamy pozytywnie chęć promocji mikroinstalacji poprzez wprowadzenie dla nich ceny gwarantowanej. Choć i tu pojawiają się pewne błędy. W ujęciu obecnych zapisów projektu ustawy pojawia się zagrożenie, że należna- obok ceny energii- opłata za świadectwo pochodzenia trafi do spółki obrotu energią a nie do właściciela mikroźródła.

Jesteśmy zdania, że w ustawie winny się znaleźć jasne i precyzyjne zapisy, że przyłączenie OZE do sieci jest gwarantowane przez energetyczną firmę przesyłową lub dystrybucyjną. Jeśli będą spełnione wszystkie ustawowe warunki dla instalacji OZE a nie zostanie ono w terminie przyłączone, właścicielowi sieci groziłaby opłata karna na rzecz wnioskodawcy o wydanie warunków przyłączenia w takiej wysokości, jakby energia z OZE była wyprodukowana i odbierana.

Ustawodawca musi dać wyraźny sygnał, że promuje odnawialne źródła i inwestorów także w relacjach z dużymi monopolistycznymi podmiotami (na wzór tego co udało się wprowadzić w ostatnich latach w telekomunikacji i zdemonopolizować ją z korzyścią dla konsumentów). Tylko takie zapisy pozwolą nam równać się konkurencyjnie z Niemcami, czy Danią, które zbudowały wiele fabryk produkujących urządzenia dla rynku OZE, tworząc setki tysięcy nowych miejsc pracy, wsparły powstanie milionów rozproszonych źródeł wykorzystujących OZE, w tym mikroźródła instalowane przez prosumentów, dzięki jasno określonej ścieżce wsparcia i demokratyzując dostęp do sieci.

3) Zakres ustawy

Projekt ustawy o OZE winien równoprawnie traktować rynki „zielonego” ciepła i „zielonej” energii elektrycznej i tworzyć optymalny mix energetyczny w zużyciu końcowym energii, zgodnie z duchem i literą dyrektywy 2009/28/WE. Oceniamy niestety, że projekt jednostronnie koncentruje się na tradycyjnie wytwarzanej energii elektrycznej z OZE oraz na energetycznym wykorzystaniu biomasy. Doświadczenia innych krajów m.in. Austrii wskazują, iż na rozwiniętym rynku energetycznym jedynie źródła OZE produkujące w skojarzeniu energię elektryczna i ciepło są trwale rentowne. Obawiamy się iż brak uwzględnienia w ustawie „ zielonego ciepła” prowadzić będzie do dalszej koncentracji na rynku technologii schyłkowych oraz do nadmiernego korzystania z odnawialnego ale ograniczonego zasobu jakim jest biomasa energetyczna.

Nie przekonuje nas zaproponowana w projekcie filozofia wsparcia OZE. Projekt ustawy – naszym i ekspertów zdaniem- nadmiernie koncentruje się na dopasowywaniu wysokości wsparcia dla każdej z wielu - słabo rozpoznanych przez resort - technologii OZE i ich odmian, a za mało na realnych barierach i zindywidualizowanych możliwościach działania różnych grup inwestorów i właścicieli instalacji OZE (o różnej wielkości i mocy). Projekt regulacji powinien być zaadresowany konkretnie do beneficjentów - inwestorów oraz zawierać adekwatny do ich możliwości inwestycyjnych system wsparcia, w szczególności do osób fizycznych - prosumentów, rolników, MŚP, przedsiębiorstw komunalnych, tradycyjnych przedsiębiorstw energetycznych. Wyrażamy obawę, że w efekcie koncentracji na technologiach a nie rozpoznaniu realnych możliwości nowych inwestorów wiele z proponowanych rozwiązań pozostanie martwych lub nie przyniesie oczekiwanych efektów.

Podsumowując projekt ustawy o odnawialnych źródłach energii w obecnym kształcie zablokuje a nie wesprze rozwój zielonej energetyki w Polsce, powstania setek tysięcy nowych miejsc pracy oraz rozwoju nowoczesnego sektora zielonej gospodarki. Zieloni oczekują wprowadzenia stosownych autopoprawek do rządowego projektu ustawy w ramach prac nad jego ostatecznym kształtem.

Rada Krajowa Zieloni 2004,

piątek, 3 lutego 2012

Tomek Kitliński - WSZYSCY JESTEŚMY PIRATAMI

WSZYSCY JESTEŚMY PIRATAMI Dziś w "Gazecie Wyborczej Lublin": Bez zapożyczeń, recyclingu, cytatów, przetwarzania motywów - nie ma twórczości. Gdy czytamy i piszemy w sieci, wszyscy stajemy się szlachetnymi piratami. Nauka i kultura Internetu zmierza do złagodzenia nierówności społecznych, sieć jest bowiem demokratyczna. Ale ACTA stanowi tu zagrożenie, bo bylibyśmy cybernetycznie nadzorowani i realnie karani.

Dzięki Internetowi wszyscy jesteśmy twórcami. W sieci tworzymy własny tekst, który moim zdaniem kontynuuje tradycję zwoju: od zwojów Biblii czy ksiąg innych kultur do Internetu. Nasza lektura i kreacja wchodzi w dialog z innymi tekstami dawnymi i przyszłymi. Tę przestrzeń rozmowy między różnymi utworami filozofka Julia Kristeva (laureatka nagród Arendt, Holberga i Havla) nazwała intertekstualnością. Według niej, żaden tekst nie funkcjonuje samodzielnie, lecz wchodzi w związek z innymi utworami. Każde dzieło - według Kristevej - stanowi "mozaikę cytatów". I tak w sieci zapożyczamy teksty Innych, a Inni inspirują się naszymi produktami. Jak zatem rozgraniczać własność w powracających w kulturze motywach, obrazach, "miejscach wspólnych"?


Wystarczy spojrzeć na stronę Talmudu. Stanowi ona rozmowę różnych tekstów: cytaty z Biblii i mnogie interpretacje rabinów. To właśnie z czytania Talmudu słynął Lublin. A niedawno także z poezji konkretnej, która zapowiadała Internet. Obecnie Internet pełni wielką rolę w nauce. Prof. Andrzej Radomski z UMCS dowodzi, że w obecnej nauce 2.0 na pierwszy plan wysuwa się zbiorowe tworzenie wiedzy; pisze również, że "można efektywniej uprawiać naukę, gdy przeniesie się ją do sieci". W refleksji nad kulturą nowych technologii biorą udział myślicielki Donna Haraway czy Lynette Hunter. Ich teorie wykładane są w Lublinie przez dra Pawła Frelika (obecnie stypendysta Fulbrighta) i dra Andrzeja Antoszka. Pilnie potrzebujemy jeszcze większego udziału uczonych, także lubelskich, w sieci.Wszyscy jesteśmy piratami


Kultura to nasza wspólna własność. Odczytujemy ją według naszych interpretacji i dopisujemy do niej własne oryginalne treści. Zarówno odbiór kultury, jak i jej budowanie to twórczość. W protestach przeciw ACTA idzie właśnie o nasz udział w kulturze. To nie tyle kwestia dostępu do Internetu, lecz wolnego w nim uczestnictwa - sprawa kreatywnego odbioru w sieci kultury światowej i jej wzbogacania. ACTA zredukowałaby przepływ literatury i sztuki, wstrzymałaby nowe pomysły, tańsze leki - słowem zabiłaby dzielenie się kulturą. ACTA ograniczyłaby naszą wolność w Internecie.

Tomek Kitliński

dr Tomasz Kitliński - autor książki "Obcy jest w nas. Kochać według Julii Kristevej" i współautor studium "Miłość i demokracja. Rozważania o kwestii homoseksualnej w Polsce"