środa, 17 listopada 2010

Państwo Polskie oblało kolejny egzamin: zatrzymania antyfaszystów 11 listopada


W ostatnim czasie Lublin stał się miejscem zintensyfikowanej debaty społecznej. W dużej części jest to zasługa środowisk skupionych wokół dra Tomasza Kitlińskiego, filozofa z UMSC, i lubelskiego koła Zielonych. A ponieważ zainicjowana przez niego debata dotyczy sprawa ważnych, a zarazem bieżących nie mogło w niej zabraknąć reminiscencji tego co działo się 11.11. w Warszawie. Dobrym pretekstem ku temu okazał się być 16 listopada - Międzynarodowy Dzień Tolerancji. Spotkanie w domu kultury na lubelskim LSMie, miało wyglądać początkowo zupełnie inaczej, jeszcze dzień przed spotkaniem organizatorzy spodziewali się dyskusji z Anną Czerwińską z Feminoteki na temat praw kobiet i tolerancji wobec mniejszości. Niestety okazało się to niemożliwe. Jak napisała ona w swoim liście: „Wtorek, 16 listopada – Międzynarodowy Dzień Tolerancji – miałam spędzić w Lublinie, na spotkaniu o tolerancji właśnie. Ale rozchorowałam się po wydarzeniach 11 listopada i spacyfikowaniu przez policję blokady na ulicy Oboźnej, gdzie z innymi uczestniczkami i uczestnikami trzymani byliśmy na zimnie przez ponad 2 godziny. Dostałam też pałką od policji – ot mój kombatancki sznyt. Nie ja jedna. I tak mam szczęście, nie zostałam pobita tak, jak Robert Biedroń, czy zatrzymana, jak wielu naszych przyjaciół. Warszawska policja w ramach zapewnienia bezpieczeństwa pacyfikowała blokady antyfaszystowskie i atakowała ich uczestników. Rozumiem, że było zamieszanie, ale czekam chociażby na przepraszam. Przepraszam za to, że to im pozwoliliśmy przejść, a was pobiliśmy.” Cytat z felietonu na portalu Feminoteka http://www.feminoteka.pl/readarticle.php?article_id=999, ale z tego co pamiętam w odczytanym liście brzmiał tak samo. Zachęcam zresztą do przeczytania całego felietonu i dyskusji pod nim, jako ważnego świadectwa. Szkoda więc, że służba która podobno ma chronić obywateli tym razem nawiązała swym zachowaniem do niechlubnej tradycji ZOMO i SB. Wszyscy wiemy już o pobiciu działacza równościowego Roberta B.(jak chciałby widzieć go policja)...iedronia (jak zna go polska opinia publiczna). Nie docierają do nas zaś najczęściej historie innych poszkodowanych. Czy to warszawskiej feministki kilka godzin przetrzymywanej w listopadowym chłodzie naprzeciw armatki wodnej. (Nie ma się jednak co dziwić, feministki są dla „władzy” groźniejsze niż szalikowcy, traktowani przecież łagodniej, One, o zgrozo myślą.). Czy młodych lubelskich antyfaszystów, żywiących naiwne złudzenia, że mają prawo wyrażać swoje przekonania na legalnej manifestacji. (Szczęściem znaleźli się tam życzliwi funkcjonariusze państwa którzy skutecznie i dosłownie wybili im to z głów.) Czy wreszcie tysiące Warszawiaków i gości spoza stolicy, którzy przyszli powiedzieć „stop ksenofobi i szowinizmowi”, a przedstawieni zostali jak agresywny motłoch. (Jakże inny od ich „ofiar”, eleganckich „polskich prawdziwych patriotów” prowadzonych przez prawicowych celebrytów w typie JKM).

Wróćmy jednak do naszego spotkania. Mimo nieobecności (fizycznej) głównej gościni, debata i tak się odbyła, zmienił się jak już wspomniałem tylko jej temat. Ponieważ większość uczestników była mniej lub bardziej związana z różnymi organizacjami antydyskryminacyjnymi, z czego kilkoro brało udział w Porozumieniu 11 Listopada, stało się ono okazją do bezpośredniego poznania prawdziwego obrazu tamtych niesławnych wydarzeń, z czterech niezależnych punktów widzenia. Jako, że perspektywę Anny Czerwińskiej najlepiej poznać od niej (znów zachęcam do lektury tekstu na feminotece) wrócę „na spotkanie”. To co działo się w stolicy opowiedziało trzech uczestników. Michał, który nie mógł zostać niestety do końca więc jego wypowiedź była wyraźnie skrócona, przypomniał wydarzenia sprzed dwóch lat i sprzed roku, kiedy obie to znaczy nacjonalistyczna i antyksenofobiczna manifestacje były dużo mniejsze. Nawiązał też do majowego marszu ONR ulicami Lublina i ówczesnych blokad antyfaszystowskich. Ponieważ tamte wydarzenia przebiegły (w miarę) spokojnie policjanci radzili sobie z powierzonymi obowiązkami,nikt nie spodziewał się takiego obrotu spraw jaki miał miejsce w ostatni czwartek (i w ciągu następnych 48 godzin)

Po Michale głos zabrał doktor Kitliński również on był obserwatorem, a nie ofiarą działań policji.

Poznał jednak ich konsekwencje, gdyż aktywnie włączył się w obronę praw zatrzymanych.

Z jego historii na plan pierwszy wybijała się koszmarna bezradność w starciu z „systemem”.

Biurokracja i para-mafijna zmowa milczenia oraz ewidentne nadużycia władzy,które miały miejsce nie tylko podczas samej akcji zabezpieczania samej manifestacji oraz również jeśli nie przede wszystkim w ciągu następnych dni. Trudno oprzeć się wrażeniu, że mechanizmy działania MO(przepraszam policji)nie zmieniły się od dwudziestu kilku lat. Te same kontrolowane przecieki, uniemożliwienie kontaktu z opinią publiczną, nawet adwokatami, czy wreszcie fałszywe, acz idiotyczne oskarżenia.

I tu w tym miejscu zagadka: co widzisz na zdjęciu?



Najprawdopodobniej, jak większość ludzi drobnego mężczyznę otoczonego i szarpanego przez uzbrojonych i opancerzonych funkcjonariuszy,który z nieukrywanym strachem w oczach próbuje nie dać się udusić zaciskaną mu na szyi chustą. Mylisz się-to Straszny Robert, mężczyzna z różową chustą na szyi katuje właśnie bezbronnego młodzieńca oddającego życie za Polskę( któryś z ubranych na czarno mężczyzn w białym hełmie na głowie).

Jako ostatnią poznaliśmy opowieść kluczową. Dla Grzegorza manifestacja w swym zasadniczym elemencie zakończyła się już po dwóch godzinach. Ostatecznie po dwóch dniach i dwóch niewielkich posiłkach.

Wypchnięty z absolutnie legalnie blokady przez agresywny tłum (mam nadzieję, że tylko)podający się za policję, próbował dostać się na drugą również legalną część manifestacji sprzeciwu wobec przemocy i szowinizmu. Niestety nie tylko mu to uniemożliwiono, ale został porwany przez nieznanych sprawców i przetrzymywano go w zagrażających życiu warunkach przez kolejne kilkadziesiąt godzin. Powie ktoś, że przesadzam, ale fakty są nieubłagane:

*

Policja, nie tylko nie postawiła mu zarzutów, ale nawet nie podała powodu zatrzymania.
*

Żaden z policjantów nie podał swoich danych, mimo że taki obowiązek stawia przed nimi prawo (nr odznaki i jednostka, oraz nazwisko i stopień kierującego akcją, to minimum).
*

W trakcie zatrzymania, zatrzymany skarżył się na problemy kardiologiczne, został więc nafaszerowany końskimi dawkami leków. Leki te nie pomogły, a wręcz zaszkodziły. Zresztą medycy którzy zajmowali się zatrzymanymi w większym stopniu swa mentalnością przypominali selekcjonerów w przetwórni mięsa, niż lekarzy. (Primum non nocere, tak gwoli przypomnienia Panowie Doktorzy).
*

Utrudniono mu, a wręcz uniemożliwiono mu kontakt z adwokatem.
*

Nie wiadomo na jakiej podstawie (nie był ani uznany za podejrzanego, ani za świadka) nachodzono jego żonę.
*

Zachowanie funkcjonariuszy w komendzie na Wilczej łamało podstawowe prawa (ochrona danych osobowych, chamskie uwagi o charakterze dyskryminacyjnym, stworzenie sytuacji zagrożenia zdrowia poprzez głośne wskazywanie aktywistów antyfaszystowskich „ten to anarchista, ale za wolno uciekał”.

Nie da się ukryć Państwo Polskie oblało kolejny egzamin. Co naprawdę kryję się za propagandą sukcesu obecnych władz kraju i Warszawy było widać w całej okazałości. Łamanie przez służby konstytucji i kodeksów, traktowanie obywateli jak bydła, homofobia, bałagan i niekompetencja. „Nie robimy polityki – prowadzimy autokampanię za pieniądze publiczne”

Na zakończenie kilka postulatów i propozycji („что делать? - Jak kilkukrotnie powtarzał prowadzący spotkanie dr Kitliński):

*

poparcie wniosku Zielonych 2004 o dymisję komendanta głównego policji
(w wersji light- co najmniej warszawskiego)
*

skierowanie pozwu zbiorowego przeciwko policji
*

nie dopuszczenie w przyszłości do sytuacji gdy rozbita zostaje wewnętrzna solidarność (odcięcie się środowisk tzw. poważnych od radykalnych, to z jednej strony błąd PRowy, z drugiej- nieodpowiedzialność, na końcu zaś, zwykłe świństwo)
*

nieoddawanie święta narodowego nacjonalistom. Szowinizm, to choroba, nie miłość do kraju. (ONR, NOP, MW odwołują się do chrześcijaństwa, może więc poczytają Ewangelię, Hymn o miłości, encykliki Jana Pawła II)
*

stwórzmy w przyszłym roku prawdziwie polskie święto, gdzie dobrze będziemy się czuć wszyscy, niezależnie od płci, koloru skóry, religii, czy światopoglądu. Pokażmy „faszystom”, parafrazując hymn Samoobrony- „Ten kraj jest nasz i wasz nie plujmy sobie w twarz”.

Michał Simon

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz