niedziela, 10 czerwca 2012

Michał Simon - Stracone zachody .. młodości.



Jestem właśnie po lekturze bloga Bogumiła Kolmasiaka. Pisze on o konieczności zmiany pokoleniowej w polskiej polityce. Zainspirowało mnie to do zadania sobie pytania "dlaczego jest jak jest?". Mam 33 lata - wychodzę już z przynależności do "młodego pokolenia", mam jednak nastoletnie rodzeństwo - na co dzień więc obserwuję pokolenie które nadejdzie. Sam angażuję się politycznie ponad połowę życia, na różne sposoby i w rożnych "drużynach". Znam więc polską politykę z wielu punktów odniesienia, mam też nie najgorszy obraz pokoleń z przedziału 15-35r.ż.. Z mojej perspektywy problem jest dość złożony, a jego geneza nie jest jednorodna.


Zmiany technologiczne i obyczajowe.

Porównywanie Willy'ego Brandta, czy Kuronia do dzisiejszej młodzieży jest o tyle chybione, że nastąpiły ogromne zmiany społeczne. Zmiany w relacji jednostka-społeczeństwo prowadzące do rozkwitu egoistycznego pseudo-indywidualizmu i/lub marazmu. Rozwój nowych technologi komunikacji kompletnie zmieniający kanał, komunikat, ale także nadawcę i odbiorcę. Zastąpienie słowa obrazem, a następnie (pozorną) interakcją. Obecny przedstawiciel tzw. „młodego pokolenia” jest częściej awatarem niż sobą. To utrudnia artykułowanie siebie. Nie bez znaczenia jest drastyczna dewaluacja buntu. Buntowanie się (na poziomie podstawowym) jest dzisiaj tanie, nie wiąże się z konsekwencjami. Aby poczuć „bunt” konieczne jest wejście w sytuacje skrajne. To wszystko prowadzi do rozmycia pojęcia normy, a dalej do zagubienia. Stąd biorą się dwa sposoby istnienia w polityce – skrajność lub bezbarwność.


Problem edukacji



Obecna edukacja (przynajmniej w Polsce) przechodzi bardzo poważny kryzys i to na wszystkich poziomach i we wszystkich aspektach. Kogo? Kto? Czego? Kogo – czyli o uczniach (potencjalnych) już pisałem. Kto, czyli nauczyciele. Są słabi (nie wszyscy, ale dominująca część) i to od szkoły podstawowej, do wyższej. Źle wyedukowani i przygotowani do nauczania. Nie szanowani i nie lubiani. Przemęczeni i przeciążeni. Zachowawczy i „skorumpowani”. Nie odstają w tym zresztą od społeczeństwa. Ciężko więc by dobrze uczyli. To co napisałem, jest brutalnym uproszczeniem. Poza tym to opis, nie obwinianie. Tak naprawdę nauczyciele nie mają szans lepiej uczyć. W większości przypadków, system w którym funkcjonują wymusza na nich takie a nie inne działania i postawy. Faktem jednak jest, że w efekcie poziom nauczania w polskich szkołach jest niski.

Historia



Nie bez znaczenia kiedy mówimy o przyczynach miałkości polskiego życia społecznego (w tym polityki) jest kwestia Polskiej historii. Największą przynajmniej teoretycznie potęgą świata są Stany Zjednoczone. Co to ma do rzeczy? Tyle samo ile trwa państwowość amerykańska, tyle samo czasu trwa stopniowe wyniszczanie polskich elit. (30 września 1773 ratyfikacja traktatów I Rozbioru Polski przez Sejm Rozbiorowy; 4 lipca 1776 podpisanie Deklaracji Niepodległości Stanów Zjednoczonych.) W tym czasie „normalne Państwo Polskie” funkcjonowało tylko przez około 30 lat – w sumie. Do jakiej więc tradycji mają się odnosić dzisiejsi politycy? Oporu lub kolaboracji; samoograniczenie lub powstania; emigracji zewnętrznej i wewnętrznej; upadku i zagłady. Stąd wieczne miotanie się między kompleksem, a megalomanią, oraz poczuciem krzywdy ofiary, poczuciem winy świadka i bezczelnością kata. Władza i opozycja staja się więc nie tylko pojęciami politycznymi ale moralnymi. Spór z płaszczyzny programowej, a nawet ideowej przenosi się bardzo szybko na poziom „wojny”. Przeciwnikowi politycznemu odbieramy moralność, rozsądek, cnotę. Jak więc ma się odnaleźć w polityce ktoś nowy? Już na wstępie musi być „żołnierzem”. Zwalcza zamiast rozmawiać. Na wojnie nie ma miejsca na kwestionowanie rozkazów, rozumienie wroga, kompromis. Wchodząc do polityki na wejście dostajesz etykietę s...ela, albo nieudacznika (w zależności od tego czy jesteś po stronie zwycięzców, czy przegranych).



„Profesjonalizacja”



Celowa używam cudzysłowu. Profesjonalizacja polityki jest tylko pozorna. Właściwszy byłby chyba termin „korporacjo-nizacja”. Dzisiejsze partie polityczne to mniej lub bardziej sprawnie działające korporacje. Ich działacze, zwłaszcza młodzi to ni mniej ni więcej ale wytwór tej „kultury”. Ten sam poziom idei, takie same aspiracje, podobne metody. Ciężko więc by zachowywali się czy myśleli inaczej niż ich koledzy w bankach czy firmach ubezpieczeniowych. Także ich „przełożeni” kierują się podobnymi zasadami promocji i awansu. Co gorsza w samym funkcjonowaniu partii politycznych marketing jest bez porównania istotniejszy niż „towar”. Zresztą kto dziś czyta programy partii, chodzi na debaty, nie daj boże zadaje pytania. Kryzys życia politycznego bardzo mocno wiąże się z kryzysem gospodarczym. Te same przyczyny mentalne leżą u jego źródeł. Skupienie się na opakowani, zamiast na treści, „duchota” intelektualna, brak równowagi między na linii indywidualizm-wspólnota. Egoizm. I lenistwo, a właściwie gnuśność. Może zabrzmi to dziwnie, w dobie pracy 12 godzina na dobę, ale jednak. Wysiłek podejmowany, jest bardzo płytki – jego celem jest często wyłącznie poprawa komfortu życia. Sukces mierzony jest zazwyczaj tylko stanem posiadania. Niestety. Polityk to zawód jak każdy inny. Mamy prawo a nawet obowiązek oczekiwać od wykonujących go kompetencji – wiedzy i umiejętności. Zastanówmy się jednak co to oznacza w tym wypadku. Łatwo definiujemy nasze oczekiwania względem lekarza, stolarza, nawet księdza, zdefiniujmy je wobec tych którym powierzamy państwo. Wybierajmy tych których znamy, których możemy zweryfikować, ale nie „po znajomości” - bo mogą coś załatwić. Głosujmy świadomie. Do tego samego zachęcam polityków – zadajmy sobie pytanie „dlaczego warto oddać właśnie na mnie głos?” Bo chcę, to stanowczo nie wystarczająca odpowiedź.



Kryzys przywództwa i idei


W korporacyjnym świecie menadżerów jednego dnia sprzedajesz proszek do prania, drugiego kierujesz bankiem a trzeciego telekomem. Promowani są więc znawcy technik sprzedaży, a nie produktu. Dyrektorzy wielkich koncernów są praktycznie bezkarni, co dobrze pokazują losy odpowiedzialnych za wybuch kryzysu dyrektorów amerykańskich potęg AIG, czy Lehman Brothers. Podobna mentalność przedostaje się do polityki. Z drugiej strony polska polityka wciąż toczy się w atmosferze wojny totalnej. Promuje to więc bezideowych wykonawców rozkazów lub „siepaczy”. To efekt przeideologizowanej (idee te są traktowane wszak bardzo instrumentalnie) postpolityki. Wojna to czas niszczenia i walki o przetrwanie – w tym więc „specjalizują się” liderzy. Tego uczą swoich następców. Dlatego wciąż widzę nadzieję w młodzieżówkach, ale około partyjnych np. Forum Młodych Socjaldemokratów, czy w partiach pozaparlamentarnych jak choćby naszej Partii Zielonych. („Prawej stronie” nie odbieram istnienia „fermentu”, po prostu go prawie nie widzę ze swojego miejsca.)



To co napisałem do daleko idące uproszczenie. Każdy z zasygnalizowanych problemów zasługuje na gruntowne, zresztą powstające, analizy. To jednak „system naczyń połączonych”. Kiedy mówimy jak Bogumił Kolmasiak: „ Dla pokoleń młodych robotników aktywność społeczno-kulturalna realizowana dzięki młodzieżówkom, była prawdziwą szkołą liderów. Dziś nie ma co o tym marzyć. Polska młoda polityka stała się do bólu przewidywalna, komentarze i opinie młodych są cieniem głosów liderów. Sami młodzi na młodych nie zagłosują, bo nie czują ani wspólnoty poglądów ani interesów.” musimy być świadomi jak poważny problem cywilizacyjny za tym stoi. Stan polskiej polityki kształtował się latami, na coraz gorszej glebie dając coraz słabszy plon. Prawdopodobnie da się to zmienić, ale potrzeba / potrzebujemy czasu. Nikt za nas tego nie zrobi. Co gorsza – tkwimy w impasie. Niska jakość oferty systemowej powoduje „wadliwy” dobór kadr. Niska jakość kadr petryfikuje patologię systemu. Jedynym wyjściem w tej sytuacji jest otwarcie się na nowe środowiska, przyciągnięcie nowych ludzi. Pytaniem otwartym pozostaje – jak ich przekonać, że polityka nie musi być brudna? My - Partia Zieloni – pragniemy przekonywać własnym przykładem.

Michał Simon, przewodniczący lubelskiego koła Partii Zieloni.
Obserwator i uczestnik... z Zielonej perspektywy.
Zobacz więcej blogów


źródło: Blog Michała Simona - Bunt w butonierce

1 komentarz:

  1. Bunt dziś potaniał i dlatego nie ma mocy przyciągania - ciekawa obserwacja. Fakt... Na to nie zwróciłam uwagi.

    OdpowiedzUsuń