czwartek, 14 października 2010

Obyś cudze dzieci uczył...

Dzisiejszy Dzień Nauczyciela to pamiątka Komisji Edukacji Narodowej, która w XVIII wieku ratowała polską edukację. Taka komisja - a może raczej wysiłek nas wszystkich - byłby pilnie potrzebny teraz. Uczestniczymy bowiem w katastrofie ideowej i finansowej kształcenia w naszym kraju, zwłaszcza na Lubelszczyźnie: od zaniedbanych żłobków i przedszkoli do kryzysu szkolnictwa wyższego.

Powołanie nauczycieli to mówienie prawdy. Trzeba powiedzieć prawdę o złym stanie edukacji w naszym regionie i szukać sposobów jego naprawy. Od ponad 10 lat przeżywam radość i ból nauczania; właśnie teraz nadszedł czas przełomu, kiedy nauczyciele, studenci i uczniowie zdali sobie sprawę z powagi sytuacji. Próby komercjalizacji wiedzy są chybione: już Komisja Edukacji Narodowej stawiała na bezpłatną naukę i taka droga, także i obecnie, może nas uchronić od pogłębiających się nierówności społecznych w dostępie do wiedzy.

Prawo do kształcenia mają wszyscy

W naszej części Europy szczycimy się tutejszym wynalazkiem: inteligencją, ale nie jest właściwe współczesne jej zamknięcie. Nie dopuszczamy przybyszów z innych grup społecznych, samoreprodukujemy się, a taki chów wsobny nie pozwala na mobilność społeczną. Prawo do kształcenia mają wszyscy i powinniśmy szczególnie starać się o dostęp do edukacji wyższej i poziomu doktoranckiego dla osób z małych ośrodków. Lublin miałby tu do spełnienia wielkie zadanie, przygotowania kadr humanistycznych, ale także w zakresie nauk ścisłych i technologicznych.

Już od żłobka edukacja ma za zadanie kształcenie na obywateli świata. I obywatelki! Komisja Edukacji Narodowej dbała o edukację dziewcząt. Wydała nawet dokument dla prowadzących zakłady wychowawcze (pensje) z podwójną - i męską, i żeńską - formą w tytule: „Przepisy od KEN pensjo-mistrzom i mistrzyniom dane”. Bolączki współczesności to zapominanie o dorobku kobiet w historii idei, traktowanie badaczek i nauczycielek z przymrużeniem oka, niewiele „drugiej płci” w ciałach zarządzających nauką.

Uczyć akceptacji

W Polsce szokuje mnie to, że minister Radziszewska odmawia prawa lesbijce nauczania w szkole katolickiej; tymczasem w Kodeksie Pracy obowiązuje unijny zakaz dyskryminacji ze względu na orientację seksualną, zatem do pracy w szkole mają prawo także mniejszości. Trzeba również dbać o to, aby uczniowie nie byli zastraszani czy wyśmiewani z powodu odmienności przez swoich rówieśników. I tu przed nauczycielami stoi zadanie uczenia tolerancji i akceptacji.

Komisja Edukacji Narodowej przypisywała kapitalne znaczenie „nauce moralnej”. Doceniam rolę religii jako doświadczenia wewnętrznego, prywatnego. W Polsce takie przeżycie zawłaszczane jest jednak przez politykę i brak nam nauczania etyki. To skutkuje znieczulicą wobec krzywdy społecznej, samolubstwem i chciwością nawet (zwłaszcza?) wśród najwyżej wykształconych. Wtedy wrażliwość moralną muszą wykazać najmniej uprzywilejowane: sprzątaczki na UMCS czy w oświacie lubelskiej. To właśnie personel pomocniczy, pracownice obsługi upomniały się o swoje prawa i stan szkolnictwa w naszym mieście.

Tekst Małgorzaty Szlachetki wskazał na to już samym tytułem „Protest szkolnych sprzątaczek: Mamy głodowe pensje”. Autorka wyjaśniała, że „Problem dotyczy 2737 pracowników publicznych placówek oświatowych w Lublinie. Pracownicy niepedagogiczni w szkołach to m.in. sprzątaczki, szkolni konserwatorzy, kierownicy gospodarczy, ale także osoby pracujące w kadrach, czy sekretariacie. Nie są zatrudniani z Karty Nauczyciela, ale z kodeksu pracy, czyli nie mogą liczyć na podwyżki, które w ostatnich latach wywalczyli sobie nauczyciele.”

Zadawajmy pytania

O stan naszego szkolnictwa winni upomnieć się także uczeni. Wszak powołaniem intelektualisty - już od Sokratesa - jest stawianie pytań, kwestionowanie. Na szczytach akademii czy w podstawówce, jesteśmy ciekawi prawdy. Prof. Irena Sławińska, mentorka niżej podpisanego, zadawała pytania nauce światowej, pisząc w różnych językach teksty, podważające pewniki teatrologii. A moi dziadkowie uczyli na tajnych kompletach w czasie okupacji, zbudowali szkołę w malutkiej miejscowości Księżomierz pod Kraśnikiem i w ten skromny sposób pytali
o przyszłość nauki polskiej.

Wedle Komisji Edukacji Narodowej, celem kształcenia dla wychowanka jest „aby jemu było dobrze, i aby z nim było dobrze”. Pamiętajmy o „cudzych dzieciach”, których przyszło nam uczyć, o sobie samych i o dziele edukacji, którego nie można pozostawić menadżerom.

Tekst Tomasz Kitlińskiego ukazał się w lubelskim wydaniu "Gazety Wyborczej".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz