sobota, 9 października 2010

Marzę o Lublinie gość-innym

W warszawskim Muzeum Narodowym zakończyła się wystawa "Ars Homo Erotica" o wątkach lesbijskich i gejowskich w sztuce światowej od najstarszego wyobrażenia Safony poprzez akwarelę Georga Grosza do fotografii Katarzyny Kozyry i kalifornijskiej gwiazdy sztuki lesbijskiej Catherine Opie. Ekspozycja zaakcentowała rolę Lublina w homokulturze freskiem młodego artysty z naszego miasta - Mariusza Tarkawiana.


Specjalnie przygotowany mural był przebojem wystawy, gdyż ją dowcipnie podsumowywał: wizerunki miłości między osobami tej samej płci poprzez wieki. Ta praca stanowiła mozaikę, połączenie między kulturami, drogami życia, stylami. Tak jak Lublin.

Kurator wystawy "Ars Homo Erotica" dr Paweł Leszkowicz nazwał w katalogu dzieło Tarkawiana "kalejdoskopem homoseksualnego kanonu sztuki, stworzonym ręką jednego twórcy, ukazanym w niezwykłym przestrzennym zagęszczeniu. To Ars Homo Erotica w pigułce." Podobnie Lublin odzwierciedlał świat różnorodnych tożsamości - w pigułce. Lublin był wspólnym miastem większości i mniejszości, KUL-u i Jesziwy Mędrców, mądrych kobiet i twórczych gejów (Józef Czechowicz!), wielkich filozofów i odważnych sprzątaczek, które upominają się o swe prawa pracownicze, dążącej do równości partii Bund i przywiązania do tradycji.


Nasze miasto stanowiło niegdyś kalejdoskop mnogich podmiotowości. Czy pluralizm kulturowy, miłosny, społeczny naszego miasta powróci? Sam Tarkawian, artysta pochodzenia ormiańskiego, absolwent UMCS-u, odkryty przez Galerię Białą, bryluje obecnie w galeriach Holandii, Korei Południowej czy Hiszpanii i ucieleśnia wielokulturowość naszego regionu.

Nasze miasto może być silne edukacją (zarówno humanistyczną, jak i technologiczną), kulturą, turystyką. I tolerancją. Tyle jest jeszcze do zrobienia, aby w Lublinie nie działo się wykluczenie. Jeśli mamy coś przeciw cudzoziemcom przybywającym do naszego miasta, to pomyślmy, ilu lublinian korzysta z gościnności innych krajów. I często odnosi tam sukcesy. Żydzi, Ukraińcy, Rosjanie, Szkoci, Włosi, Ormianie od stuleci byli mieszkańcami Lublina. Podobnie, mniejszości dróg życia: lesbijki i geje. Jak przypominałem na tych łamach rok temu, Narcyzy Żmichowskiej proza o miłości między kobietami i Józefa Czechowicza poezja o uczuciu między mężczyznami powstawała właśnie w Lublinie. Podobnie twórczość homoerotyczna zdobywcy nagrody Nike, Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego.

To miasto niepowtarzalnych mieszkańców: myślicieli Emila Meyersona i Ludwika Flecka, którzy zmienili światową naukę i przygotowali postmodernizm, pisarek Malwiny Meyerson i Franciszki Arnsztajnowej; tu polecam znakomitą książkę meksykańskiej badaczki z prestiżowego ośrodka YIVO w Nowym Jorku, Adiny Cimet, "Jewish Lublin. A Cultural Monograph", opublikowaną przez Wydawnictwo UMCS z Ośrodkiem Brama Grodzka-Teatr NN. Podkreślona jest tu rola przywódczyni Bundu, Belli Szapiro Nissenbaum, niezwykle ciekawej postaci międzywojennego życia publicznego, która troszczyła się o biednych i zapomnianych.

Oto miasto kosmopolityczne, które o swej ponadnarodowej wartości zapomniało. Jak to odbudować? Przede wszystkim dążyć do wolności od poglądów, zachowań i manifestacji rasizmu, antysemityzmu, mizogynii czy homofobii. Ale istotne są także sprawy edukacji i ekologii. Miasto powinno organizować bezpłatne kursy lingwistyczne: musimy uczyć dzieci i dojrzałych języków, aby nie były obce. Nie zapominajmy o środowisku: dbajmy o obszary miejskie, które powinny być dostępne dla wszystkich pieszych, także tych z niepełnosprawnością, wolne od spalin i hałasu. To nasze prawo do życia w czystym mieście, a zarazem obowiązek pielęgnacji lokalnej zieleni dla przyszłych generacji i całego ekosystemu Ziemi.

Jeśli nie zatroszczymy się o Lublin, to - tak jak o osiedlach Wrotkowa pisała Małgorzata Domagała - "zostanie tylko beton".

Nauczmy się na nowo gość-inności. Marzę, by Lublin był miastem, gdzie nie zwalnia się pracownic, lecz tworzy nowe miejsca pracy. By przyjmował przybyszów, uchodźców, migrantów. By stał się przestrzenią równości kobiet i mężczyzn oraz praw mniejszości narodowych i tak zwanych seksualnych, a tak właściwie uczuciowych.


Artykuł dr Tomasza Kitlińskiego ukazał się 3 października w Gazecie Wyborczej Lublin.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz