sobota, 19 marca 2011

Nauka to nie biznes

Potrzebujemy otwarcia uniwersytetu na każdą i każdego - bez wykluczeń ekonomicznych i społecznych. Tymczasem nowelizacja ustawy, poprzez opłatę za drugi fakultet i inne elementy komercjalizacji, ograniczy dostęp do uniwersytetu.

Edukacja wyższa nie jest przywilejem elity, lecz prawem nas wszystkich. W Polsce pogłębiają się podziały ekonomiczne i społeczne, których nie można nazwać inaczej jak klasowe. Takie podziały już hamują dostęp wielu na uczelnie. To nasze zadanie jako pracowników uniwersytetu, żeby się temu przeciwstawić. Od nas zależy, czy w Polsce nastąpi zmiana społeczna, zapobiegająca postępującym wykluczeniom, ponieważ uniwersytety to przestrzenie wolności nauki, gdzie rozważa się stan społeczeństwa i proponuje rozwiązania – wbrew stereotypom, uprzedzeniom, fobiom. Taka nowa wiedza i zaangażowanie społeczne są konieczne w kształceniu w Polsce dziś.

Postuluję zwołanie Stanów Generalnych Nauki, na których debatowalibyśmy o kryzysie idei i finansów na uczelniach oraz sposobach wyjścia z tej trudnej sytuacji. Wzięlibyśmy pod uwagę propozycje ministry Kudryckiej, ale także wypracowali własne pomysły. W nowelizacji ustawy o szkolnictwie wyższym niepokoi mnie logika komercjalizacji edukacji wyższej, oburza - ograniczenie stypendiów naukowych dla studentów. Wszystko zostaje podporządkowane pseudo-oszczędnościom i zyskowi. Komercjalizacja, przedsiębiorczość, konkurencyjność - to fałszywe wartości. Ochroną zdrowia nie może rządzić chęć zysku. Podobnie daleka od neoliberalizmu winna pozostać edukacja: uniwersytet nie może przekształcić się w kram z wiedzą.

Komercjalizacja nauki rozszerza się z globalizacją, ale napotyka opór. Powinniśmy stać się ważną częścią tego oporu. Taki sprzeciw zarówno nasz lokalny, jak i alterglobalny może stworzyć nowe idee demokratycznej edukacji wyższej. Simon Head z Oksfordu pisze w jednym z najnowszych wydań magazynu "The New York Review of Books": "W trakcie recesji zjadająca budżety uniwersytetów po obu stronach Atlantyku, nie ma sprzyjających czasów dla tych, którzy mają nadzieję na uwolnienie badań i nauczania ze szkodzących schematów menadżerskich. Takie wyzwolenie wymagałoby mocniejszej i lepiej zorganizowanego oporu ze strony akademii, niż to do tej pory widzimy." Budujmy sieci międzynarodowe, aby generować myśl i działanie edukacji wyższej - wolnej, bezpłatnej, eksplorującej różnorodne tożsamości.

Kształcenie wyższe ma do odegrania w społeczeństwie obywatelskim rolę szczególną. Bezpłatne studia należą się obywatelom/obywatelkom, a także uchodźcom, migrantom, przybyszom do naszego kraju. Uczelnie powinny zapewnić udział tak różnych tożsamości, by nie klonować, lecz różnicować podmiotowości. Dotychczas uczestniczymy w samoreprodukcji inteligencji polskiej, która nie przeprowadziła rachunku sumienia z potwornych wykluczeń na uniwersytetach międzywojennej Polski: getta ławkowego, numerus clausus, napaści na studentów żydowskich i ukraińskich.

Potrzebujemy pilnie Nowego Otwarcia Uniwersytetu, jak trafnie doktoranci i doktorantki ze Szkoły Nauk Społecznych PAN i UW oraz Demokratyczne Zrzeszenie Studenckie nazwali swoją inicjatywę(wspieraną również przez Zielonych 2004). W "Krytyce Politycznej" Jaś Kapela ostrzegał przeciw zapanowującemu myśleniu "uniwersytet to taka sama firma jak każda inna", a Maciej Gdula - przeciw pojmowaniu studiów jako produkcji CV. Ostatnio pracownicy instytutów historii sztuki sprzeciwili się parametryzacji w humanistyce i wystosowali list protestacyjny.

To ważne znaki oporu wobec zrównania nauki z biznesem, gdy zaczyna się dominacja treningu ściśle zawodowego, marketingowych obietnic wypuszczania na rynek ekspertów, kultu sukcesu finansowego. A przecież nie powinniśmy kształcić przedsiębiorczości, bo to nie jest zadanie uniwersytetu. Od Sokratesa i najstarszych uniwersytetów europejskich i arabskich, nasza misja to bezinteresowne szukanie wiedzy i kształtowanie etycznej egzystencji; mamy to czynić w nauczaniu i badaniach, a także w służbie publicznej. Raport UNESCO o edukacji wyższej przypomina właśnie o potrzebie pełnienia przez uczelnie służby publicznej. Zatem moje zdecydowane „nie!” wobec uczelnianego służenia biznesowi, a „tak!” dla naszego zaangażowania społecznego.

Nasze zadanie to także demokratyzacja uczelni. Obecnie panują bizantyńskie tytuły, a nowelizacja ustawy nie likwiduje feudalnego systemu habilitacji. Jako studenci i młodsi pracownicy nauki nie mamy większego wpływu na decyzje uczelni; dlatego musimy współdziałać – i szkoda, że czynimy to tak rzadko. Doświadczenie lubelskie nauczyło nas, że naszym obowiązkiem jest także współpracować z pracownikami gospodarczymi uczelni ("obsługa").

Przyszłości szkolnictwa wyższego nie możemy pozostawić menadżerom; leży ona w naszych rękach. Aby uratować edukację Polski i świata przed komercjalizacją, powinniśmy wspólnie starać się o nowe otwarcie uniwersytetu - studenci i studentki, doktorantki, "obsługa", "niesamodzielne" (to nazwy oficjalne i obelżywe) pracownice naukowe, pozbawione odpowiednich środków finansowych i głosu decyzji na uczelniach.

— 
Dr Tomasz Kitliński pracuje na Wydziale Filozofii i Socjologii UMCS. Absolwent anglistyki, studiów u Julii Kristevej w Paryżu i b. stypendysta Fulbrighta w New School. Autor książek oraz artykułów w „Zagadnieniach Naukoznawstwa”, oficynach Routledge, New York University Press, Paris VIII i wydawnictwach PAN. Należy do Zielonych 2004 i Krytyki Politycznej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz