sobota, 30 czerwca 2012

Razem będziemy zazieleniać Polskę

Postanowiliśmy porozmawiać z nowymi członkami Partii Zieloni o tym co skłoniło ich do zaangażowania się w ruch polityczny. Wyszła nam bardzo spontaniczna rozmowa. Pytają Elżbieta Hołoweńko i Przemysław Wiśniewski, odpowiadają Ewa Sufin-Jacquemart (koło warszawskie partii, członkini od marca) oraz Michał Simon (koło lubelskie partii, członek od lutego).

Dlaczego dołączyliście do Zielonych? Jesteśmy partią ideową, obecnie niewielką, budowaną mrówczą robotą od podstaw. Chce Wam się?



Michał Simon: Ja od dawna jestem zielony, choć nie do końca uważałem za potrzebne formalizowanie swojej przynależności. Moja współpraca z lubelskim kołem partii była jednak na tyle bliska, że często nawet występowałem w jego imieniu (śmiech) i w końcu przyszedł czas na sformalizowanie naszego związku. Pewnie, że mi się chce. Zielone idee siedzą mi w głowie, a nadawanie kształtu naszemu projektowi przynosi mi wielką satysfakcję.


Ewa Sufin-Jacquemart: Ja również jestem zielona, choć droga dochodzenia do tej zieloności była długa i przebiegała przez różne etapy kształcenia czy zdobywania doświadczeń zawodowych. Jak najbardziej chce mi się zazieleniać, zwłaszcza, że tworzenie zielonego ruchu to, jak powiedział Michał, świetne doświadczenie. Uczymy się przez całe życie i to jest świetna lekcja. Jej efektem nie będzie ocena w dzienniczku, lecz lepszy świat.


Każde z nas ma za sobą kompletnie różną historię. Ty, Michale, jesteś miejskim i zielonym aktywistą świeżo po studiach. Ty, Ewo, masz za sobą karierę naukową i dyplomatyczną. Trzydzieści lat spędziłaś we Francji, a po powrocie do Polski założyłaś firmę zajmującą się społecznym i ekologicznym uwrażliwianiem biznesu...

Ewa: Pytasz o to, czy my w ogóle jesteśmy w stanie ze sobą rozmawiać i działać, skoro dzieli nas wiek i doświadczenie?

Nie, chciałbym Was zapytać o dochodzenie do bycia zielonym/zieloną. Michał dołączył do nas niedawno, ale za to w momencie ustabilizowania się zielonego ruchu politycznego w Europie. A Ty dojrzewałaś do „zieloności” na bieżąco, wraz z kształtowaniem się europejskich partii zielonych w latach 80. i 90.

Ewa: Tak, to co dziś nazywamy zielonym ruchem politycznym wciąż ewoluowało w ostatnich trzydziestu latach i miałam okazję tą ewolucję obserwować. Dzięki temu dziś mogę popierać Zielonych rękami i nogami. Wiem, jaki jest program, wiem, czego mogę się spodziewać. To zupełnie inaczej niż w przypadku wielu wykwitających ruchów „postępowych”, bardzo często efemerycznych, nierzadkoi bez wyraźnej tożsamości...

Michał: Zielony ruch polityczny wywodzi się z organizacji ekologicznych, obywatelskich. Był tworzony przez środowiska alternatywne, które długo poszukiwały. To wspaniałe doświadczenie, i zazdroszczę Ewie, że świadkowała temu, móc obserwować proces zmian, który w końcu doprowadza do tego, że Zieloni w Niemczech stają się drugą-trzecią siłą polityczną, Zieloni we Francji są w stanie utrzymać klub parlamentarny itp. Prowadziła do tego długa droga. Mówi się, że my w Polsce po ośmiu latach niewiele jeszcze osiągnęliśmy. Ja się z tą opinią nie zgadzam, bo uważam, że udało nam się zmienić bardzo wiele w postrzeganiu wielu spraw, doprowadzić do wprowadzenia wielu elementów naszego programu do agendy politycznej kilku partii parlamentarnych. Mamy za sobą dopiero kilkuletnią historię i w tym czasie wypracowaliśmy sobie tożsamość. Teraz musimy już tylko zbudować realną siłę! Jestem niecierpliwy i nie będę czekał dekady czy dwóch (śmiech).

Ewo, opowiedz o swoim życiu zawodowym. Mam wrażenie, że to, czym się zajmowałaś, sprzyjało przechodzeniu na zieloną stronę mocy. Chodzi mi o postrzeganie polityki, spraw społecznych i ekonomii w bardziej innowacyjny sposób, z większą wrażliwością.

Ewa: Wyjechałam do Francji na początku lat 80., czyli zaraz po studiach socjologicznych. Na miejscu nie było mi dane spełnić się jako socjolożka z powodu drastycznych cięć w systemie nauki podejmowanych przez prawicowy rząd Balladura. Pod koniec lat 80. byłam już więc informatyczką wdrażającą najnowocześniejsze systemy, a potem skuteczną specjalistką od reorganizacji. Te zajęcia pozwoliły mi patrzeć na pewne kwestie bardziej systemowo, w szerokim horyzoncie. Potem przeżyłam moje najpiękniejsze lata, koordynując projekty w wielkiej narodowej organizacji sportowo-turystycznej, która jest znana niemal każdemu mieszkańcowi Francji i która w każdym swoim działaniu była nastawiona na rozbudowę więzi społecznych, co jest zupełnie zbieżne z poglądami Zielonych. W połowie lat 90. odkryłam, że biznes nie musi się kierować wyłącznie zyskiem, a może być społecznie użyteczny. Zaczęłam więc zajmować się projektami CSR-owymi (społeczna odpowiedzialność biznesu – przyp. red.), skupiającymi się zwłaszcza na obszarze środowiska naturalnego i równowagi ekologicznej. Współpracowałam m.in. z firmą turystyczną Club Med. No a potem zaproponowano mi stanowisko dyplomatyczne w ambasadzie RP w Luksemburgu, u boku wspaniałej szefowej i nauczycielki Barbary Labudy. Po czterech latach tam postanowiłam wrócić do Polski i pomóc w jej zazielenianiu.

Michał: Od kiedy glosujesz na Zielonych?

Ewa: We Francji głosowałam na Zielonych, odkąd zdobyłam francuskie obywatelstwo. Szło to w parze z działalnością w organizacjach ekologicznych na poziomie lokalnym, angażowałam się w prace Rady Mieszkańców w podparyskim miasteczku Palaiseau, gdzie mieszkałam, oraz jako aktywny członek stowarzyszenia Palaiseau Autrement, które miało swoich pięciu radnych.

Skoro staliście się aktywistami politycznymi to zapewne macie swoją wizję Polski i świata. O jakiej Polsce, o jakim świecie marzycie?

Michał: Marzę o Polsce „fajnej”. Takiej, w której wszyscy będziemy się czuli dobrze. Kobiety i mężczyźni, wierzący i niewierzący, tubylcy i goście. Jak mówi Tomek Kitliński – „gość-innej”. Polsce rozwijającej się, niewykluczającej, dającej szanse. Takim też chciałbym widzieć świat. Zapisałem się do Zielonych, by o realizację tych wizji zabiegać. Nie mogą być tylko marzeniem. Muszą się ziścić!

Ewa: Ja marzę o Polsce ze wszech miar zielonej, więc również o Polsce, w której silny jest zielony ruch polityczny! Wracając do kraju, wiedziałam, że wcześniej czy później trafię do partii, aby wspierać jej działalność na tyle, na ile potrafię. Fakt, że w polskim Sejmie nie ma ani jednego posła kompetentnego w sprawach środowiska wydaje mi się bowiem wielką czarną plamą na polskiej demokracji i powodem archaicznej, nieprzystosowanej do wyzwań dzisiejszego świata polityki rządu.

Jakie hasła i obszary działań Zielonych są dla Was najważniejsze?

Michał: Jest jedno, które dla mnie jest kwintesencją – zrównoważony rozwój. Rozumiany jednak szerzej, nie tylko ekologicznie, ale i społecznie. Specyfika miejsca, w którym mieszkam, sprawia, że to właśnie zrównoważony rozwój miasta i samorządność (również w bardziej ogólnym znaczeniu) są głównymi obszarami mojego zainteresowania.

Ewa: Myślę, że Zieloni w Polsce muszą być szczególnie aktywni w obszarze ochrony środowiska. Tutaj musimy wnosić również wiedzę użyteczną społecznie. Luki w edukacji środowiskowej społeczeństwa najlepiej widać w polskiej polityce energetycznej: destrukcyjna, ideologiczna i nieracjonalna polityka energetyczna Polski oparta na węglu, gazie łupkowym i energetyce jądrowej... Beznadziejne prawo budowlane, brak troski o efektywność energetyczną, wspieranie energii odnawialnych sprowadzone do absurdu poprzez współspalanie zasobów leśnych z węglem. W innych tematach środowiskowych jest niewiele lepiej, np. dopuszczenie do rozplenienia się w Polsce GMO pozbawi Polskę szansy na stanie się europejskim spichlerzem żywności ekologicznej. Całe szczęście, że Unia pcha nas do poprawy gospodarki odpadami i zmusza do ochrony przyrody poprzez strefy Natura 2000.

Co lubicie robić w czasie wolnym, wolnym być może nawet od polityki..?

Michał: Specyfika mojego trybu życia sprawia, że czas wolny i „nie-wolny” przenikają się. Łatwiej byłoby mi określić, co robię dla przyjemności. Lubię gdy jest „fajnie”. Otaczają mnie ludzie, których towarzystwo lubię. Może być to spotkanie ze znajomymi, ale i kontakt z dobrą sztuką, lub z czyjąś mądrością.

Ewa: Ostatnie moje hobby wynika z zajmowanej przeze mnie funkcji wiceprzewodniczącej luksemburskiego stowarzyszenia Art Made in Luxembourg, w ramach którego staram się organizować polsko-luksemburskie wydarzenia kulturalne. Aktualnie koordynuję projekt realizowany wraz z Galerią Mostra, na marginesie IV Kongresu Kobiet i w partnerstwie z Ambasadą Luksemburga w Warszawie, zatytułowany „Kobiety dla jutra”. Wszystkie działania w ramach projektu ilustrować mają wkład kobiet różnych narodowości, pokoleń i dyscyplin sztuki w budowę lepszego świata opartego na współpracy i solidarności oraz na trosce o naszą planetę, czyli to, czemu chcę poświęcić całą moją energię.

Jakie postaci z polskiej i światowej sceny politycznej cenicie i dlaczego?

Michał: Cenię ludzi mądrych i odważnych. Ogromnym szacunkiem darzę Kuronia i Mazowieckiego – relikty czasów, gdy w polityce robiło się rzeczy duże. W światowej polityce niedościgłymi wzorcami są dla mnie Ghandi i Mandela – autorzy wielkich pokojowych rewolucji. Osób takiego formatu brakuje mi na naszej scenie politycznej. W obecnej, demokratycznej rzeczywistości nie widzę wielu polityków odważnych, przełamujących ograniczenia własnych koterii i grup interesu. Zarówno socjaldemokracja i liberalna gospodarczo prawica zajęte były w ostatnich latach ubezpieczaniem hazardowych transakcji grup kapitałowych, za które płaci tylko i wyłącznie społeczeństwo. Na szczęście jest jeszcze inna, zielona droga. To zielonym politykom europejskim ufam dziś najbardziej.

Ewa: Wymieniłabym setki kobiet – zielonych aktywistek, obywatelek, matek, ale najbardziej podziwiam Barbarę Labudę, moją byłą szefową, cenię jej uczciwość intelektualną i odwagę, a także duchową dojrzałość.

Czym zajmujecie się w swoich kołach?

Michał: W naszym kole staramy się współdzielić się pracą – tak, że większość działań angażuje wszystkich „dostępnych” członków. Jeśli zaś chodzi o obszar, na którym koncentruje się moja osobista uwaga, to jest to, jak wspominałem, szeroko rozumiana samorządność, zielone miasto i ekonomia społeczna. Wynika to po części z moich doświadczeń, a po części ze specyfiki Lublina, gdzie ta dziedzina wydaje mi się najbardziej godna upowszechnienie.

Ewa: W partii zajmuję się zmianami klimatycznymi i polityką energetyczną, a zwłaszcza problemami związanymi z eksploatacją gazu łupkowego. W kwestiach społecznych leżą mi na sercu sprawy wykluczenia z rynku pracy i biedy, kwestie niesprawiedliwości społecznej oraz dyskryminacja kobiet. Dlatego też uczestniczę w lokalnych, rozwijanych przez koło warszawskie, projektach edukacyjnych i uświadamiających. Kiedyś chciałabym rozwijać współpracę z Zielonymi frankofońskimi, w szczególności francuskimi i luksemburskimi.

Czego Wam życzyć?

Ewa: Skutecznego zazieleniania polskiej polityki!

Działajcie więc z zieloną energią! Po naszej rozmowie widać, że nie macie problemów ze współdziałaniem.

Michał: W Zielonych są bardzo różne osoby. Tworzymy kolorową mozaikę. Razem będziemy zazieleniać Polskę!

źródło: ZIELONA WARSZAWA


Lewica.pl - Nie dla przemocy wobec kobiet i przemocy domowej


28 czerwca Parlamentarna Grupa Kobiet podjęła uchwałę, w której rekomenduje rządowi ratyfikację Konwencji Rady Europy w sprawie zapobiegania i zwalczania przemocy wobec kobiet i przemocy domowej. Wicemarszałkini Sejmu Wanda Nowicka poinformowała, że dokument uchwalono pomimo oporu konserwatystek z Platformy Obywatelskiej. PGK to 52 posłanki z PO, RP, SLD i PSL.

Konwencja została otwarta do podpisu 11 maja 2011 roku podczas Szczytu Rady Europy w Stambule. Skala zjawiska przemocy wobec kobiet, w tym przemocy w rodzinie była powodem podjęcia prac nad tym dokumentem. Oficjalne statystyki potwierdzają ogromną skalę zjawiska przemocy, nie mogą jednak odzwierciedlić rzeczywistych rozmiarów problemu. Najczęściej informują jedynie o działaniach policji i sądów, a przecież większość przypadków nie zostaje nigdy ujawniona. Konwencja oprócz tworzenia ram prawnych dla przeciwdziałania przemocy, przewiduje szereg praktycznych działań, m.in.: 24-godzinne pogotowie dla ofiar, powstanie sieci schronisk i ośrodków wsparcia, elektroniczny nadzór nad sprawcami przemocy, prowadzenie akcji informacyjnych.

Dokument został podpisany dotychczas przez 21 państw, a ratyfikowała go na razie tylko Turcja. Aby mógł wejść w życie, musi być ratyfikowany przez przynajmniej 10 państw.

W Polsce co roku ginie około 150 kobiet i 30 dzieci - ofiar przemocy. 800 tys. kobiet jest ofiarami przemocy fizycznej i seksualnej. Bardzo często świadkami tego są dzieci. Według statystyk policyjnych mężczyźni stanowią 95 proc. sprawców przemocy domowej. Polski kodeks karny wciąż utrzymuje anachroniczny przepis o ściganiu przestępstwa gwałtu na wniosek ofiary, a nie z urzędu.

Przeciwnicy Konwencji zarzucają jej, że jest skrajnie zideologizowanym dokumentem nasyconym lewackimi treściami, który sprzeciwia się prawu naturalnemu. Paweł Woliński z Fundacji Mamy i Taty twierdzi, że dokument oprócz słusznych regulacji zwalczających przemoc, ma na celu redefinicję pojęcia płci i w konsekwencji destrukcję klasycznej definicji małżeństwa i rodziny. Z kolei minister Jarosław Gowin, w trakcie dyskusji w Sejmie z pełnomocniczką rządu ds. równego traktowania Agnieszką Kozłowską-Rajewicz, powiedział, że polskie prawo w 99 proc. wyprzedza Konwencję i przewiduje wszystkie rozwiązania przez nią postulowane, poza tym Konwencja ogranicza suwerenność sygnatariuszy, bo na straży interpretacji zapisów Konwencji ma stać specjalnie powołane międzynarodowe ciało.

Konwencja o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej

Tomasz Kłusek

Małgorzata Anna Maciejewska: Po co lewicy potrzebny feminizm?

źródło: Lewica.pl
lewica.pl

piątek, 29 czerwca 2012

Lewica.pl - Rio de Janeiro: Globalny szczyt ONZ Rio+20


W dniach od 20 do 22 czerwca odbył się w Rio de Janeiro globalny szczyt ONZ Rio+20. Jego uczestnicy debatowali o zrównoważonym rozwoju i konieczności zbudowania globalnej zielonej gospodarki. Trzydniowa konferencja na najwyższym szczeblu została poprzedzona konsultacjami międzyrządowymi oraz tzw. Sustainable Development Dialogues (prezentacja stanowisk przez organizacje ekologiczne, pozarządowe i naukowe).

Końcowa deklaracja "Przyszłość, której chcemy" została ratyfikowana przez 193 kraje. Sygnatariusze dokumentu zadeklarowali popieranie zrównoważonego rozwoju, który ma łączyć cele gospodarcze z podniesieniem standardów życia i poszanowaniem środowiska naturalnego. Do 2015 roku powinny zostać zdefiniowane cele zrównoważonego rozwoju. Priorytetowe znaczenie mają walka ze zmianami klimatycznymi i przeciwstawienie się nadmiernemu zużyciu zasobów naturalnych. Niezbędnym warunkiem dla zapewnienia zrównoważonego rozwoju jest likwidacja biedy i groźby głodu.

Krytycy deklaracji zarzucają jej ogólnikowość i niezobowiązujący charakter. Tekstowi deklaracji brakuje siły, by rozwiązać globalne zagrożenia, przed którymi stoimy - powiedział Craig Bennet z Friends of Earth. Międzynarodowe korporacje uniemożliwiły wprowadzenie zapisu o wstrzymaniu dopłat do paliw kopalnych (ograniczenie emisji CO2). Natomiast państwa uprzemysłowione spowodowały odroczenie utworzenia funduszu, który finansowałby projekty zrównoważonego rozwoju (30 miliardów dolarów). Czuję, że dla najuboższych krajów, czyli tych, które zawsze są nawiedzane przez katastrofy, zbyt wiele się nie zmieniło - stwierdził prezydent Haiti Michel Martelly.

Szczyt ONZ Rio+20 stanowił kontynuację Konferencji ONZ "Mamy tylko jedną Ziemię" (Sztokholm 1972) oraz Szczytów Ziemi (Rio de Janeiro 1992 i Johannesburg 2002).

W dniach 15-17 czerwca odbył się również w Rio de Janeiro I Światowy Szczyt Ustawodawców. Uczestniczyło w nim około 300 przedstawicielek i przedstawicieli parlamentów z 85 krajów. Polskę reprezentowali posłanka Anna Grodzka z Ruchu Palikota oraz Dariusz Szwed z Zielonych 2004. Przyjęty został wspólny protokół, który przekazano odpowiedzialnemu za Rio+20 Sha Zukangowi, zastępcy sekretarza generalnego ONZ.

Rio+20: Parlament musi kontrolować wdrażanie przez rząd zobowiązań międzynarodowych dotyczących zrównoważonego rozwoju

Tomasz Kłusek
źródło: Lewica.pl
lewica.pl

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Lewica.pl - Indonezja: Adidas odmawia wypłaty odpraw pracownikom



Clean Clothes Campaign (międzynarodowa kampania na rzecz poprawy warunków pracy w przemyśle odzieżowym) zaapelowała do firmy Adidas, aby wypłaciła 1,8 mln dolarów indonezyjskim pracownikom. Byli oni zatrudnieni w zakładach PT Kizone, które pracowały dla różnych zleceniodawców, w tym dla niemieckiego potentata z branży sportowej. Kiedy właściciel tych zakładów uciekł z Indonezji, fabrykę zamknięto, pozostawiając bez pracy 2800 osób. Ludziom tym nie wypłacono należnych odpraw. Kierownictwo Adidasa odmówiło wypłaty pieniędzy, mimo że pozostali zleceniodawcy zadeklarowali 1,5 mln dolarów na fundusz odszkodowań dla pracowników. Jest to jednak zbyt mała kwota na pokrycie zobowiązań.

W Hiszpanii, Danii, Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych Clean Clothes Campaign oraz wspomagające ją organizacje prowadzą akcję solidarnościową z poszkodowanymi indonezyjskimi pracownikami. W Bilbao, Vitorii, San Sebastian, na kampusach uczelni w USA, w sklepach Adidasa w Londynie i Kopenhadze wiele osób solidaryzuje się z oszukanymi. W Dżakarcie przed ambasadami Niemiec i Wielkiej Brytanii będą protestować pracownicy PT Kizone.

Adidas jest jedną z największych na świecie firm produkujących sprzęt sportowy (obuwie, ubiory, akcesoria, sprzęt specjalistyczny). Jego produkty sprzedawane są w prawie dwustu krajach. Na reklamę i sponsoring wydaje kolosalne pieniądze (np. 100 mln funtów na Olimpiadę w Londynie, objęte tajemnicą kwoty na sponsorowanie UEFA, 25 mln euro rocznie na reprezentację Hiszpanii i 38 mln euro na reprezentację Niemiec).

Jednocześnie firma jest często krytykowana za wyzyskiwanie pracowników oraz wykorzystywanie pracy dzieci. Już przed Olimpiadą w Pekinie w 2008 roku poddano krytyce ciężkie warunki pracy i niskie zarobki w zakładach Adidasa w Chinach, Indiach, Tajlandii i innych krajach. W PT Kizone robotnikom płacono 60 centów za godzinę.

Sam Maher z Labour Behind the Label (kampania na rzecz praw pracowniczych w przemyśle odzieżowym w Wielkiej Brytanii) powiedział:

Adidas płaci miliony euro rocznie, żeby promować się jako największy sportowy kibic. Ale bez wysiłku pracowników, takich jak ci z PT Kizone, nie byłoby koszulek, butów ani piłek Adidasa. Pora, żeby Adidas zaczął szanować kobiety i mężczyzn, którzy szyją jego produkty, a nie tylko tych, którzy je noszą.

Do kierownictwa Adidasa napływają z całego świata apele o uregulowanie zobowiązań. Podkreśla się w nich, że 1,8 mln dolarów to bardzo mała kwota, zważywszy na to, jak ogromne sumy wydaje Adidas na sponsorowanie imprez sportowych, drużyn i zawodników.


Podpisz pilny apel do Adidasa i pomóż indonezyjskim pracownikom odzyskać należne im 1,8 mln dolarów >>


Tomasz Kłusek

źródło: Lewica.pl
lewica.pl

niedziela, 10 czerwca 2012

Michał Simon - Stracone zachody .. młodości.



Jestem właśnie po lekturze bloga Bogumiła Kolmasiaka. Pisze on o konieczności zmiany pokoleniowej w polskiej polityce. Zainspirowało mnie to do zadania sobie pytania "dlaczego jest jak jest?". Mam 33 lata - wychodzę już z przynależności do "młodego pokolenia", mam jednak nastoletnie rodzeństwo - na co dzień więc obserwuję pokolenie które nadejdzie. Sam angażuję się politycznie ponad połowę życia, na różne sposoby i w rożnych "drużynach". Znam więc polską politykę z wielu punktów odniesienia, mam też nie najgorszy obraz pokoleń z przedziału 15-35r.ż.. Z mojej perspektywy problem jest dość złożony, a jego geneza nie jest jednorodna.


Zmiany technologiczne i obyczajowe.

Porównywanie Willy'ego Brandta, czy Kuronia do dzisiejszej młodzieży jest o tyle chybione, że nastąpiły ogromne zmiany społeczne. Zmiany w relacji jednostka-społeczeństwo prowadzące do rozkwitu egoistycznego pseudo-indywidualizmu i/lub marazmu. Rozwój nowych technologi komunikacji kompletnie zmieniający kanał, komunikat, ale także nadawcę i odbiorcę. Zastąpienie słowa obrazem, a następnie (pozorną) interakcją. Obecny przedstawiciel tzw. „młodego pokolenia” jest częściej awatarem niż sobą. To utrudnia artykułowanie siebie. Nie bez znaczenia jest drastyczna dewaluacja buntu. Buntowanie się (na poziomie podstawowym) jest dzisiaj tanie, nie wiąże się z konsekwencjami. Aby poczuć „bunt” konieczne jest wejście w sytuacje skrajne. To wszystko prowadzi do rozmycia pojęcia normy, a dalej do zagubienia. Stąd biorą się dwa sposoby istnienia w polityce – skrajność lub bezbarwność.


Problem edukacji



Obecna edukacja (przynajmniej w Polsce) przechodzi bardzo poważny kryzys i to na wszystkich poziomach i we wszystkich aspektach. Kogo? Kto? Czego? Kogo – czyli o uczniach (potencjalnych) już pisałem. Kto, czyli nauczyciele. Są słabi (nie wszyscy, ale dominująca część) i to od szkoły podstawowej, do wyższej. Źle wyedukowani i przygotowani do nauczania. Nie szanowani i nie lubiani. Przemęczeni i przeciążeni. Zachowawczy i „skorumpowani”. Nie odstają w tym zresztą od społeczeństwa. Ciężko więc by dobrze uczyli. To co napisałem, jest brutalnym uproszczeniem. Poza tym to opis, nie obwinianie. Tak naprawdę nauczyciele nie mają szans lepiej uczyć. W większości przypadków, system w którym funkcjonują wymusza na nich takie a nie inne działania i postawy. Faktem jednak jest, że w efekcie poziom nauczania w polskich szkołach jest niski.

Historia



Nie bez znaczenia kiedy mówimy o przyczynach miałkości polskiego życia społecznego (w tym polityki) jest kwestia Polskiej historii. Największą przynajmniej teoretycznie potęgą świata są Stany Zjednoczone. Co to ma do rzeczy? Tyle samo ile trwa państwowość amerykańska, tyle samo czasu trwa stopniowe wyniszczanie polskich elit. (30 września 1773 ratyfikacja traktatów I Rozbioru Polski przez Sejm Rozbiorowy; 4 lipca 1776 podpisanie Deklaracji Niepodległości Stanów Zjednoczonych.) W tym czasie „normalne Państwo Polskie” funkcjonowało tylko przez około 30 lat – w sumie. Do jakiej więc tradycji mają się odnosić dzisiejsi politycy? Oporu lub kolaboracji; samoograniczenie lub powstania; emigracji zewnętrznej i wewnętrznej; upadku i zagłady. Stąd wieczne miotanie się między kompleksem, a megalomanią, oraz poczuciem krzywdy ofiary, poczuciem winy świadka i bezczelnością kata. Władza i opozycja staja się więc nie tylko pojęciami politycznymi ale moralnymi. Spór z płaszczyzny programowej, a nawet ideowej przenosi się bardzo szybko na poziom „wojny”. Przeciwnikowi politycznemu odbieramy moralność, rozsądek, cnotę. Jak więc ma się odnaleźć w polityce ktoś nowy? Już na wstępie musi być „żołnierzem”. Zwalcza zamiast rozmawiać. Na wojnie nie ma miejsca na kwestionowanie rozkazów, rozumienie wroga, kompromis. Wchodząc do polityki na wejście dostajesz etykietę s...ela, albo nieudacznika (w zależności od tego czy jesteś po stronie zwycięzców, czy przegranych).



„Profesjonalizacja”



Celowa używam cudzysłowu. Profesjonalizacja polityki jest tylko pozorna. Właściwszy byłby chyba termin „korporacjo-nizacja”. Dzisiejsze partie polityczne to mniej lub bardziej sprawnie działające korporacje. Ich działacze, zwłaszcza młodzi to ni mniej ni więcej ale wytwór tej „kultury”. Ten sam poziom idei, takie same aspiracje, podobne metody. Ciężko więc by zachowywali się czy myśleli inaczej niż ich koledzy w bankach czy firmach ubezpieczeniowych. Także ich „przełożeni” kierują się podobnymi zasadami promocji i awansu. Co gorsza w samym funkcjonowaniu partii politycznych marketing jest bez porównania istotniejszy niż „towar”. Zresztą kto dziś czyta programy partii, chodzi na debaty, nie daj boże zadaje pytania. Kryzys życia politycznego bardzo mocno wiąże się z kryzysem gospodarczym. Te same przyczyny mentalne leżą u jego źródeł. Skupienie się na opakowani, zamiast na treści, „duchota” intelektualna, brak równowagi między na linii indywidualizm-wspólnota. Egoizm. I lenistwo, a właściwie gnuśność. Może zabrzmi to dziwnie, w dobie pracy 12 godzina na dobę, ale jednak. Wysiłek podejmowany, jest bardzo płytki – jego celem jest często wyłącznie poprawa komfortu życia. Sukces mierzony jest zazwyczaj tylko stanem posiadania. Niestety. Polityk to zawód jak każdy inny. Mamy prawo a nawet obowiązek oczekiwać od wykonujących go kompetencji – wiedzy i umiejętności. Zastanówmy się jednak co to oznacza w tym wypadku. Łatwo definiujemy nasze oczekiwania względem lekarza, stolarza, nawet księdza, zdefiniujmy je wobec tych którym powierzamy państwo. Wybierajmy tych których znamy, których możemy zweryfikować, ale nie „po znajomości” - bo mogą coś załatwić. Głosujmy świadomie. Do tego samego zachęcam polityków – zadajmy sobie pytanie „dlaczego warto oddać właśnie na mnie głos?” Bo chcę, to stanowczo nie wystarczająca odpowiedź.



Kryzys przywództwa i idei


W korporacyjnym świecie menadżerów jednego dnia sprzedajesz proszek do prania, drugiego kierujesz bankiem a trzeciego telekomem. Promowani są więc znawcy technik sprzedaży, a nie produktu. Dyrektorzy wielkich koncernów są praktycznie bezkarni, co dobrze pokazują losy odpowiedzialnych za wybuch kryzysu dyrektorów amerykańskich potęg AIG, czy Lehman Brothers. Podobna mentalność przedostaje się do polityki. Z drugiej strony polska polityka wciąż toczy się w atmosferze wojny totalnej. Promuje to więc bezideowych wykonawców rozkazów lub „siepaczy”. To efekt przeideologizowanej (idee te są traktowane wszak bardzo instrumentalnie) postpolityki. Wojna to czas niszczenia i walki o przetrwanie – w tym więc „specjalizują się” liderzy. Tego uczą swoich następców. Dlatego wciąż widzę nadzieję w młodzieżówkach, ale około partyjnych np. Forum Młodych Socjaldemokratów, czy w partiach pozaparlamentarnych jak choćby naszej Partii Zielonych. („Prawej stronie” nie odbieram istnienia „fermentu”, po prostu go prawie nie widzę ze swojego miejsca.)



To co napisałem do daleko idące uproszczenie. Każdy z zasygnalizowanych problemów zasługuje na gruntowne, zresztą powstające, analizy. To jednak „system naczyń połączonych”. Kiedy mówimy jak Bogumił Kolmasiak: „ Dla pokoleń młodych robotników aktywność społeczno-kulturalna realizowana dzięki młodzieżówkom, była prawdziwą szkołą liderów. Dziś nie ma co o tym marzyć. Polska młoda polityka stała się do bólu przewidywalna, komentarze i opinie młodych są cieniem głosów liderów. Sami młodzi na młodych nie zagłosują, bo nie czują ani wspólnoty poglądów ani interesów.” musimy być świadomi jak poważny problem cywilizacyjny za tym stoi. Stan polskiej polityki kształtował się latami, na coraz gorszej glebie dając coraz słabszy plon. Prawdopodobnie da się to zmienić, ale potrzeba / potrzebujemy czasu. Nikt za nas tego nie zrobi. Co gorsza – tkwimy w impasie. Niska jakość oferty systemowej powoduje „wadliwy” dobór kadr. Niska jakość kadr petryfikuje patologię systemu. Jedynym wyjściem w tej sytuacji jest otwarcie się na nowe środowiska, przyciągnięcie nowych ludzi. Pytaniem otwartym pozostaje – jak ich przekonać, że polityka nie musi być brudna? My - Partia Zieloni – pragniemy przekonywać własnym przykładem.

Michał Simon, przewodniczący lubelskiego koła Partii Zieloni.
Obserwator i uczestnik... z Zielonej perspektywy.
Zobacz więcej blogów


źródło: Blog Michała Simona - Bunt w butonierce

sobota, 9 czerwca 2012

Michał Simon - Platini okiwał Polskę

Chciałbym się cieszyć na myśl o Euro. Lubię oglądać sport, zwłaszcza w mistrzowskim wykonaniu. Lubię to poczucie plemiennej wspólnoty, które dają wydarzenia takie jak Mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Odkąd pamiętam, zawsze je oglądałem, cieszyłem się dobrym widowiskiem, a nawet kibicowałem. Niestety, tym razem ta radość została mi odebrana. Bardzo długo starałem się „pozostać z boku”. Nie ekscytowałem się przygotowaniami, nie gloryfikowałem, ale i nie demonizowałem znaczenia tego wydarzenia dla kraju, traktując je prawie wyłącznie w kategoriach sportowych. Zżymałem się jak wszyscy na zbyt wolną realizację obietnic infrastrukturalnych, krytykowałem nadmierną rozrzutność, niepokoiłem przemocą na stadionach. Naprawdę starałem się być częścią wspólnoty „cieszących się”. Uważałem, że to normalne, że w Polsce odbędzie się wielkie widowisko sportowe – nie miało dla mnie znaczenia, czy byłyby to igrzyska olimpijskie, Euro, czy jakieś podobne. Nie przeliczałem kosztów budowy/modernizacji stadionów na zasiłki, czy przedszkola. Niestety – „im dalej w las tym więcej drzew”. Każda kolejna informacja związana z mistrzostwami coraz bardziej zwiększała moją niechęć do nich. Od początkowej irytacji na: nadymanie „balonu narodowej dumy”, typowy dla działań „państwa polskiego” bałagan, na nadmiernych kosztach skończywszy. Mimo wszystko uważałem, że to może być poważny impuls do poprawy infrastruktury transportowej. Nie tylko budowa autostrad, ale i racjonalizacja ruchu poza nimi, przemyślenie priorytetów transportowych, w efekcie wyraźna poprawa jakości polskiego transportu kolejowego. Widziałem szanse na zintegrowanie transportu osobowego w aglomeracjach – poprzez poprawę współpracy między organizatorami ruchu kołowego i kolejowego. Na poprawę jakości poruszania się po mieście w ruchu pieszym i rowerowym. Nie oszukujmy się – to była wielka szansa na unowocześnienie myślenia o transporcie i logistyce w jej szerszym znaczeniu. Szansa nie tylko niewykorzystana, ale wręcz zepsuta. Filozofia transportowa państwa nie unowocześniła się – zmarnowaliśmy więc wiele lat, powiem więcej -nastąpił regres. Rozbudowa (słaba) sieci drogowej (głównie płatnych autostrad) odbyła się wszak kosztem rozwoju transportu kolejowego. Tu za przykład może służyć bliska memu sercu linia kolejowa Warszawa-Lublin-Lwów. Wydawało się być oczywiste, że „przy okazji” czeka ją, nawet jeśli nie gruntowna modernizacja, to chociaż „lifting”. Nic z tych rzeczy. Jak wzbudzała zażenowanie przed zmuszonymi jechać nią gośćmi, tak zawstydza dalej. Niewielka zazwyczaj poprawa jakości „dojazdu do stadionów” wiąże się z często pomijanym problemem pogorszenia jakości połączeń „nieistotnych” z punktu widzenia potrzeb organizacji Euro. Zaczynam od tego zarzutu, gdyż tu obietnice i zapewnienia były najbardziej buńczuczne. Ale to nie koniec. Także w obszarze czysto sportowym organizacja tego turnieju nie przyniosła pożądanych zmian, zaryzykuję nawet stwierdzenie, że doprowadziła do pogorszenia. Zostawię nawet temat Stadionu Narodowego, którego budowa od początku, do końca była pomysłem chybionym. Którego koszty budowy - finansowe i społeczne były wręcz absurdalne (ze śmiercią Maxwella Itoya'i włącznie). Stan „polskiego sportu” nie tylko się nie poprawił, ale wręcz pogorszył. Dramatyczny spadek pozycji reprezentacji (2007 – nawet 16, a w 2012 maksymalny spadek na 75 miejsce). Zmniejszenie godzin wychowania fizycznego w szkołach. Korupcja, łącznie ze skazaniem byłego ministra sportu. Upolitycznienie, z próbą pozyskania stadionowych bandytów jako oręża wyborczego włącznie.

Nawet popularność i wizerunek „piłki nożnej” w naszym kraju w ostatnich latach mocno osłabły. Widać więc wyraźnie, że nie spełniły się ŻADNE nadzieje entuzjastów. Tego samego nie da się powiedzieć o obawach przeciwników. Te spełniły się z nawiązką. Koszty- są wyższe. Sytuacja ekonomiczna dużej części społeczeństwa pogorszyła się głównie
niezależnie od ME. Zarazem jednak w sytuacji gdy pojawiał się konflikt „finansowy” Euro vs. potrzeby społeczne – praktycznie zawsze wygrywały wydatki związane z turniejem. Najwyraźniej wg. mnie widoczne jest to w Warszawie. Zamykanie stołówek szkolnych, podwyżka cen biletów, poważne braki miejsc w żłobkach i przedszkolach... Nie przeszkadza to jednak pani prezydent na wydanie 23000000 złotych na stworzenie strefy kibica. Poruszanie się po mieście jest koszmarem, ale/dlatego część dróg zostało BEZPŁATNIE oddane UEFA do korzystania na wyłączność (m.in. jeden pas Żwirki i Wigury). Wymieniać można długo. Miały być korzyści dla polskich przedsiębiorstw- czeka nas fala bankructw, łącznie z niewypłacalnością PBG (do niedawna w WIG 20). W jeszcze gorszej sytuacji, o ile to możliwe, znalazły się setki mniejszych podwykonawców. TVP, dla której miała być to szansa na „odbicie się od dna” również odnotuje w związku z kosztami transmitowania tego wydarzenia ogromne straty. W połączeniu z innymi problemami, może się okazać to przysłowiowym „gwoździem do trumny' polskich mediów publicznych. I JEDYNIE UEFA zyska na tym wydarzeniu. W dziwnym świetle pokazuje to stan realizacji przez nasze elity polityczne „obywatelskiego obowiązku” związanego ze sprawowaniem władzy. Winą w tym kontekście obarczam wszystkich głównych graczy, wszak wszyscy oni próbowali podczepić się pod potencjalny sukces. Notabene to najwyrazistszy, jaki udało mi się znaleźć przykład „internalizowania zysków i eksternalizowania kosztów” przez prywatne korporacje. Przykład modelowy choroby obecnego systemu gospodarczego. To, zaryzykowałbym stwierdzenie „finansowy przekręt dekady” w Polsce.





Nie odnieśliśmy również najmniejszego sukcesu w obszarach mieszczących się w polityce międzynarodowej. Relacje polsko-ukraińskie? Pogorszenie. Do jakiegoś stopnia obciążają nas wszakże kłopoty naszego sąsiada, np. warunki odbywania kary przez Julię Tymoszenko. Prestiż Polski wyraźnie więc traci na problemach z organizacją. Dlatego żaden z admiratorów już nawet nie wspomina o wpływie organizacji imprezy na naszą pozycję w świecie. Widzimy wszyscy przecież wyraźnie, że jest on niewielki. Jeśli już, to negatywny (dokument BBC na temat rasizmu na stadionach, to przykład najświeższy). Sporadycznie pojawiają się jeszcze wypowiedzi o promocji turystycznej miast organizatorów. Nie liczyłbym na to jednak zbyt mocno. Nadal nie mamy dobrze rozwiniętej bazy noclegowej, zwłaszcza tej w „przystępnych cenach”. Dodatkowo niektóre z działań promocyjnych, jak chociażby ewangelizacja kibiców, mogą przynieść skutki zgoła przeciwne.

Pominąłem celowo wszystkie argumenty „genderowe”. Z wieloma się zgadzam, z częścią mniej. Nie dlatego jednak o nich nie wspominam, że nie są istotne. Ponieważ jednak należą one do określonego systemu wartości – traktowane bywają jako „ideologiczne”. Ponieważ zaś pragnę pokazać, że projekt „Euro 2012 w Polsce i na Ukrainie” okazał się być porażką par excellence – (z pewna stratą, przyznaje, dla meritum) odnoszę się tylko do kwestii należących do tzw. „ogólnonarodowego konsensusu”. Kwestii, w których wszyscy, może poza „zaślepionymi” władzą i jej przedstawicielami, są zgodni.

Reasumując. Dzisiaj, na dwa dni przed meczem otwarcia żałuję, że podjęliśmy decyzję o organizacji tego turnieju. Zmarnowaliśmy szanse, pogłębiły się problemy. Koszty są wysokie - zyski mizerne. Zamiast ogólnonarodowego święta czekają nas protesty społeczne. Często szczere i płynące z autentycznego sprzeciwu – jak chociażby inicjatywa „Chleba zamiast igrzysk”. Poruszające tematy ważne i adekwatne. Nierzadko jednak, tak jak gro inicjatyw prawicowych – cynicznych, szkodliwych i oszukańczych. Wszak to rząd firmowany przez PiS „wpakował” nas w tę sytuację i to minister tego rządu – Tomasz Lipiec – jest tym wspomnianym skazanym.

Czy będę oglądał mecze ?– myślę, że niektóre tak, wszak nadal istotny jest aspekt sportowy wydarzenia. Niemniej jednak zupełnie inaczej patrzę teraz i patrzeć będę w przyszłości na etykietę „oficjalny sponsor Euro”. Inaczej też brzmią dla mnie hasła „Nie robimy polityki, budujemy...” stadiony. Zamiast tego wybieram „Robimy politykę*, nie ...my głupot.”

* polityki – Za Arystotelesem rozumianej jako rodzaj sztuki rządzenia państwem, której celem jest dobro wspólne.

źródło: Blog Michała Simona - Bunt w butonierce

Michał Simon, przewodniczący lubelskiego koła Partii Zieloni.
Obserwator i uczestnik... z Zielonej perspektywy.

piątek, 8 czerwca 2012

Lewica.pl - Warszawa: Policja przerwała protest FEMENU przeciwko EURO 2012



Policja w brutalny sposób przerwała protest Kobiecego Ruchu FEMEN. Aktywistki tej organizacji protestowały dzisiaj (08.06) pod Stadionem Narodowym przeciwko EURO 2012. Kiedy kobiety zaczęły wykrzykiwać Fuck Euro, natychmiast zostały otoczone przez ochroniarzy. W krótkim czasie pojawili się też policjanci, którzy obezwładnili protestujące działaczki FEMENU. Zatrzymane zostały cztery z nich. Bezpośrednim powodem interwencji policji miało być użycie przez feministki gaśnic przeciwpożarowych, którymi "zaatakowały" kibiców. Przed komisariatem przy ulicy Grenadierów 73/75, gdzie przetrzymywane są działaczki FEMENU, rozpoczęła się pikieta solidarnościowa.



"Główną ideą tych mistrzostw w rozumieniu UEFA jest zarabianie pieniędzy, wykorzystywanie seksualne ukraińskich i polskich kobiet oraz rozpijanie mężczyzn. Jesteśmy przeciwne Euro 2012. Atakujemy wszystkie symbole związane z mistrzostwami, w tym również ten stojący na piedestale garnek" - tłumaczyła w ubiegłym miesiącu Aleksandra Szewczenko. Garnkiem nazwała puchar, który stanowi główne trofeum Mistrzostw Europy.

Kobiecy Ruch FEMEN został założony w Kijowie w 2008 roku przez Annę Gucoł. Organizacja występuje przeciw różnym patologiom społecznym (prostytucja, przemoc wobec kobiet, seksturystyka, naruszanie praw obywatelskich). Protesty często odbywają się w strojach topless.

femen.info

femen.livejournal.com

Polski Ruch FEMEN

Tomasz Kłusek
fot. Wikimedia Commons

źródło: Lewica.pl
lewica.pl

niedziela, 3 czerwca 2012

"Solidarność" promuje neofaszystów - stanowisko koła lubelskiego Zielonych 2004

Z wielkim niepokojem i smutkiem odnotowujemy zaangażowanie NSZZ "Solidarność" w pikietę organizowaną przez Obóz Narodowo-Radykalny. Niedobrze się dzieje, gdy pod wielce zasłużonym dla naszego państwa i społeczeństwa sztandarem promowane są organizacje ksenofobiczne i niebezpieczne dla polskiego porządku konstytucyjnego. Martwi gdy największy związek zawodowy niszczy swój autorytet przez udzielanie poparcia grupom których działalność w żaden sposób nie pomaga poprawie sytuacji najsłabszych w kryzysie, nie służy insertom pracowniczym. NSZZ "Solidarność" dla wielu Polaków, ale i na świecie "Solidarność", to symbol oporu przeciw systemowi totalitarnemu. Tak bliska współpraca z organizacją odwołującą się w swej praktyce do idei neofaszystowskich niszczy ten piękny i zasłużony wizerunek. Polska potrzebuje "Solidarności" i solidarności. Nacjonalizm, będący wypaczeniem patriotyzmu Jej i Nam nie służy. Dlatego, z całego serca prosimy w imieniu własnym, ale również w imię pamięci ofiar totalitaryzmu - drodzy Państwo, koleżanki i koledzy związkowcy, nie pozwólcie stręczyć "szlachetnej panny "S"" na użytek sił antypolskich odwołujących się do ideologii totalitarnych.



NSZZ "Solidarność" Lublin - Region Środkowowschodni na swojej stronie promuje pikietę ONR-u: ONR - Pikieta "Prawdziwe przemiany zamiast Nocnej Zmiany"

Lewica.pl - Warszawa: Parada Równości


W sobotę 2 czerwca ulicami Warszawy przeszła już po raz jedenasty Parada Równości. Tegoroczna manifestacja środowisk LGBT oraz przeciwników homofobii i dyskryminacji odbywała się pod hasłem "Po prostu równość". Jej uczestnicy zebrali się na pl. Konstytucji, wysłuchali Mazurka Dąbrowskiego, następnie przeszli na pl. Teatralny, gdzie manifestację zakończono. Początkowo planowano wyruszenie sprzed Sejmu, ale w obawie przed atakami kontrmanifestantów, zmieniono trasę przemarszu. Anna Grodzka, Robert Biedroń, Ryszard Kalisz i Janusz Palikot w swoich wystąpieniach zapowiedzieli walkę o doprowadzenie do legalizacji związków osób homoseksualnych. Zdaniem organizatorów parady uczestniczyło w niej ok. 4-5 tys. osób.

"Parada Równości od innych wydarzeń typu gay-pride na świecie różni się swoim inkluzywnym charakterem – nie walczymy o prawa osób LGBT a o prawa wszystkich wykluczonych. Przejdziemy ulicami stolicy, by przypomnieć rządzącym i społeczeństwu o wszystkich wykluczonych i ich prawach. Podmioty tworzące Komitet Organizacyjny zajmują się na co dzień różnymi dziedzinami, zatem czerpiąc z ich doświadczeń prezentujemy postulaty, które nie dotyczą tylko środowiska LGBTQ, z którym kojarzona jest Parada Równości" - piszą organizatorzy.

Postulaty Parady Równości

Na trasie przemarszu parady pojawiły się trzy kontrmanifestacje. Na transparentach można było przeczytać cytaty z wystąpień znanych osobistości:

"Jak geje i ludzie ich pokroju chcą paradować, to niech sobie wybudują nowa Warszawę. Tę wybudowali ludzie biali i mają do niej prawo" (Lech Wałęsa);

"Moralnie niedopuszczalna jest aprobata praktyki homoseksualnej" (Jan Paweł II).

Dzień wcześniej studenci z Krucjaty Młodych odmówili przed kościołem Wizytek "różaniec wynagradzający Bogu za grzech sodomii i propagowanie homoseksualizmu podczas Parady Równości". Innym humorystycznym akcentem było zachowanie jednego z członków Ruchu Suwerenność Narodu Polskiego, który kropił uczestników parady święconą wodą z przyniesionego przez siebie kubełka. Poza rzucaniem jajkami w stronę manifestantów, nie doszło do żadnych poważniejszych incydentów.

fot. Wikimedia Commons

Tomasz Kłusek

źródło: Lewica.pl
lewica.pl